Na wiejskiej polanie zostają odnalezione zwłoki autora kryminałów, który wcześniej został uprowadzony ze swojego domu, a jedynym świadkiem na to jest jego żona. Pani Klara Kubiak współtworzyła cykl kryminałów ze swoim mężem i to, co stało się w jej własnym domu, było wielkim szokiem. Bo kto mógłby sobie wyobrazić, że tacy autorzy mogliby sami stać się sednem dochodzenia policyjnego? Z czego jedno byłoby martwe, a drugie nieźle poturbowane?
Na całe szczęście sprawa została przydzielona utalentowanej Laurze Szumskiej i komisarzowi Olgierdowi Kotowi. Jednak mimo nawału pracy, każde z nich musi się zmierzyć nie tylko z ciężką sprawą... ale i swoim życiem.
Dawno nie czytałam tak dobrze napisanego i wciągającego kryminału. Jak już wyżej pisałam, to niesamowite, że autorowi kryminałów przydarzyło się niemal to samo, co sam opisywał w swoich książkach. Ponadto to wszystko jest okraszone pełnym oczekiwania napięciem, które kończyło każdy rozdział i problemami życiowymi. No mówię wam, jestem zakochana w tej książce, zwłaszcza po końcówce, na której uroniłam nawet parę łez.
I ogólnie trzeba tutaj przyznać, że największą furorę oprócz fabuły robią tutaj bohaterowie. Zwłaszcza z głównej dwójki upatrzyłam sobie komisarza Kota. Ten staruszek zmaga się z natarczywymi myślami samobójczymi. Zresztą na początku książki już się o tym dowiadujemy, kiedy Olgierd już jest bliski przejścia na drugi świat. Ratuje go tylko telefon od przyjaciela, który zatrudnia go jako konsultanta do sprawy, którą prowadzi Laura Szumska. Swoją drogą ona też ma swoje problemy, które niestety, jak dla mnie, były za mało rozwinięte i za mało wytłumaczone. Bo nasza pani podkomisarz niegdyś pracowała w Warszawie, ale przez pewną sprawę (której wam nie zdradzę, żeby nie zaspojlerować) została przeniesiona na Śląsk do Myszkowic. Jest to wszystko naprawdę ciekawe, ale mimo iż pani Szumska wybija się na tej książce niejako jako główna postać, to i tak zdecydowanie do gustu przypadł mi komisarz Kot. Zwłaszcza urzekł mnie swoim charakterkiem i przenikliwością oraz odrobiną humoru. A sam antagonista też jest świetną i niespodziewaną postacią, bo takiego mordercy chyba nigdy w życiu nie widziałam w żadnej książce. Ma też swoje własne problemy, chociaż nieco inne niż się z początku spodziewałam. (Chciałabym wam to nieco szerzej omówić, ale nie chcę też za dużo zdradzić, bo to jest naprawdę fajnie opisane i wyjaśnione).
Wrócę jeszcze na moment do fabuły. Nie chcę się tutaj za bardzo rozpisywać, ale naprawdę była świetna. Wszystko było spójne, a moje domysły potwierdziły ostatnie rozdziały książki. Zresztą autor genialnie to rozegrał, podsuwając nam poszlaki i takie mrugnięcie okiem, jakby czasami mówił "domyśl się czytelniku". I naprawdę da się domyślić. Ja swoją teorię miałam na końcu języka jakoś tak w połowie książki, ale myślałam że nie jest prawdziwa... a jednak była. (Szok i niedowierzanie - serio). Dodatkowo to, co wykombinował Dorian Zawadzki, jest super! Jednak nie chcę wam tego zdradzać, dlatego tylko powiem: Ta powieść jest jak książka w książce.
I tyle, reszty domyślcie się podczas czytania ;)
,,Napisz mi jak zabić" za świetnego antagonistę; dobrą robotę i bohaterów, którzy są żywi, dostaje ode mnie 9/10.