Tak wiele mogło przeżyć niewielu… Idąc dalej tym tropem można by powiedzieć, że tak wiele mógł przeżyć chyba tylko stulatek. A tak wiele o wielu rzeczach napisał nie kto inny, jak były dziennikarz, który porzucił swoją długoletnią pracę i oddał się pisaniu powieści – urodzony w Szwecji Jonas Jonasson. To on ubrał życie swojego bohatera w taką ilość wydarzeń, że aż dech zapiera. Wojny, morderstwa, kradzieże, pijatyki, znajomości z Churchillem, Mao Zedongiem, Stalinem i kim tam jeszcze, a do tego liczne podróże, niebezpieczne misje, pościgi i ucieczki. Jednym słowem – dzieje się!
Wszystko zaś ma swój początek w domu spokojnej (może to nie jest najwłaściwsze słowo…) starości, z którego to stuletni Allan Karlsson wymyka się przez okno. Staruszek jak na swój wiek nie stroni od uciech życia, lubi sobie wypić, namieszać, narobić kłopotów, a przy tym świetnie się bawić. I tak w czasie swojej dezercji uda mu się ukraść walizkę pełną pieniędzy, naznaczyć drogę nieboszczykami, wprowadzić w maliny stróżów prawa, spotkać słonia i nie tylko. Gdyż teraźniejsze perypetie Allana przeplatane są wspomnieniami z jego młodszych czasów. I to wspomnieniami nie byle jakimi, bowiem obfitującymi w najważniejsze wydarzenia XX wieku, w centrum których znajduje się właśnie nasz bohater.
Mnie o wiele bardzie przypadła do gustu ta część książki traktująca o współczesności. Przeszłość Allana choć barwna, bywała nużąca, bo ileż może bawić czytanie o wysadzaniu mostów, domów, czy kolejnych nietypowych spotkaniach ze znanymi z kart historii przywódcami. Po prostu świetność i spryt bohatera książki, w pewnym momencie zaczęły mnie już razić… I nie koniecznie śmiałam się w głos z kolejnych jego „niezwykłych” poczynań – raczej przyjmowałam je do wiadomości. W pewnym momencie złapałam się na tym, że z zaciekawieniem czytam już tylko bieżące wydarzenia, czyli wszystko to, co działo się ze stulatkiem po ucieczce z domu starców. Dla mnie spokojnie te wspominki z młodości Allana mogłyby zostać okrojone, albo całkowicie wyjęte z powieści.
Nie mogę jednak odmówić autorowi pomysłowości i tego, że zgrabnie połączył ze sobą dwutorowo biegnące treści. Dobrze też wypadło odwołanie się do tradycji skandynawskich kryminałów, jednak Jonasson zrobił to na swój sposób… Niby jest mafia, niby są brutalne metody działania, a i trupy się znajdą, ale to wszystko jest opisane w taki sposób, że nijak nie przeraża, nie straszy, a raczej bawi. Czytelnik niepostrzeżenie zostaje wciągnięty w wir dość nieprawdopodobnych zdarzeń, które z pozoru wyglądają na sytuacje bez wyjścia, a zmyślność autora pokazuje, że jednak zawsze wyjście się znajdzie.
Podsumowując, „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął” jest lekturą ciekawą, wciągającą, nietuzinkową i naprawdę dobrze się ją czyta. Przystępna narracja i zręcznie snuta opowieść pozwalają na chwilę zanurzyć się w odmiennej rzeczywistości. Zaś ukazanie nawet najtragiczniejszych wydarzeń z przymrużeniem oka, wprawia w osłupienie, by w chwilę później zaintrygować i na nowo przykuć uwagę czytelnika. Takiej książki jeszcze nie było i choćby dlatego warto ją poznać.