Debiutancka powieść Jessiki Bendinger jest słaba. Amerykańska scenarzystka nie sprawdziła się jako autorka powieści.
„Siedem promieni” jest książką skierowaną do nieokreślonej grupy odbiorców. Utwór nie jest ani powieścią młodzieżową, ani powieścią dla dorosłych kobiet. W tej książce jest zbyt wiele niesmacznych scen erotycznych, by można dać ją do czytania nastolatkom. Bohaterowie są wyjątkowo niedojrzali, a ich zachowanie będzie irytowało dorosłego czytelnika. Bendinger stworzyła coś naprawdę słabego i nieprzemyślanego. Utwór jest chaotyczny i niedopracowany.
Fabuła tego „cudeńka” trzeszczy w szwach. Główną bohaterką jest siedemnastoletnia Beth - geniusz nie mający ważniejszych dylematów niż obgadywanie „problemu” dziewictwa ze swą najlepszą przyjaciółką. Autorka próbowała wykreować Beth na dojrzałą dziewczynę charakteryzującą się ponadprzeciętną inteligencją – niestety zachowanie bohaterki nie pokrywa się z tym konceptem. Ta jakże zdolna uczennica kończąca liceum przed czasem, biorąca udział w zajęciach uniwersyteckich nadaje imiona swoim rzeczom m. in. torebce. Beth posługuje się dość niewyszukanym, wulgarnym językiem - jakoś inaczej wyobrażałabym sobie prymuskę.
Pewnego dnia bohaterka zaczyna dostrzegać tajemnicze plamki, liny z węzłami i warkocze otaczające ludzi. Dziewczyna trafia w końcu do zakładu psychiatrycznego, z którego bez najmniejszych problemów udaje jej się uciec. Akcja tej powieści jest wyjątkowo nieprzemyślana, rozwiązania fabularne wprowadzone przez autorkę są bardzo często absurdalne – dwoje uciekających nastolatków drukuje sobie dowód osobisty w punkcie kserograficznym, a potem z powodzeniem posługuje się sfałszowanymi dokumentami. Nikt nie dziwi się, że dwójka dzieciaków urządza sobie pokaz tańca w samym centrum owego punktu.
Autorka porzuciła po drodze wiele wątków – sprawiało to wrażenie, jakby pisarka w pewnym momencie postanawiała zrezygnować z jakiegoś pomysłu, albo dochodziła do wniosku, że dany wątek pociągnie w całkiem inną stronę. Bendinger prowadzi całość bardzo niekonsekwentnie, wątki ewoluują w sposób nielogiczny i dość przypadkowy – odnosiłam wrażenie, że niektóre fragmenty powieści powstawały niezależnie od siebie (szczególnie zastanawia mnie kreacja mamy głównej bohaterki. Kobieta, która opiekowała się dziewczyną przez siedemnaście lat nagle okazuje się szkodzić swojej córce – nie bardzo rozumiem taką nagłą i niewytłumaczoną zmianę w jej zachowaniu). Nie podobało mi się, że Bendinger rozpoczynała jakiś temat i go nie kończyła.
„Siedem promieni” to książka pełna niedoróbek i absurdów, a finał pozostawia czytelnika z mnóstwem niedomkniętych wątków. Akcja powieści nagle się urywa. Zastanawiałam się po co było to wszystko, skoro czytelnik nie otrzymał podstawowych odpowiedzi – nie wiemy kim tak naprawdę są tytułowe promienie, ani jaką misję mają do wykonania, nie wiemy kto jest ich przyjacielem, a kto wrogiem. Opowieść wykreowana przez Bendinger urywa się jakby w połowie. Autorka wprowadza nowe postacie, pokazuje czytelnikowi przebłyski przyszłości, ale nie tłumaczy nam tego, tylko pozostawia nas w irytującej niewiedzy.
Jessica Bendinger napisała beznadziejną i kiczowatą powieść. Autorka miała interesujący pomysł, ale zabrakło jej talentu. Wyraźnie widać, że Bendinger nie przemyślała fabuły swej powieści, która nie nadaje się na lekturę dla młodego czytelnika, a i starsi odbiorcy nie odnajdą w tym tytule niczego dla siebie.