Martyna Ochnik wpisała się w poczet polskich pisarek „Panem Wichrów i Powiewów”, potem pokazała swoją odwagę powieścią „Oszołomy”, w której dotyka newralgicznych dla polskich czytelników tematów. Rok 2013 zakończyła kolejną książką, wydaną nakładem Zysku – „Pewnego dnia, w grudniu”. Pisarka z wykształcenia jest biologiem, prywatnie żoną i matką, opiekunką zwierząt, lubi aktywnie spędzać czas. A własnymi pasjami, wiedzą i wyobraźnią obdarza bohaterów swoich książek.
Autorka zaskoczyła czytelnika dwoma powieściami w jednej. Pierwsza przedstawia jeden wieczór i noc z życia Barbary, dziennikarki, która pokusiła się o napisanie własnej książki. Inspirowana opowieścią Anny, dawnej koleżanki, Basia przeprowadziła własne śledztwo w sprawie zaginięcia młodej dziewczyny. Efekt poszukiwań Poli to maszynopis, który przez całą noc czyta wydawca, przyjaciel dziennikarki. Ta część ma charakter głównie informacyjny, niewiele się w niej dzieje. Poznajemy tu motywy, jakimi kierowała się Barbara (skrawek jej prywatnego życia) oraz reakcje jej przyjaciela na zapisane strony.
Drugim torem biegnie opowieść o Poli czyli książka Basi. To właśnie ta część sprawia, że utwór Ochnik możemy oceniać na poziomie wyższym niż przeciętny. Wyjątkowy charakter ma ta historia, od początku do końca utrzymana w tonacji minorowej, o poetyckim zabarwieniu sprawia, że czyta się z wielką przyjemnością (walor estetyczny) oraz zaangażowaniem (emocje, refleksje). Pisarka snuje rozważania na temat kondycji współczesnego człowieka oraz kruchości ludzkiego istnienia. O ile kreację Barbary bez wątpienia klasyfikujemy jako fikcję literacką, o tyle stworzony przez bohaterkę świat powieściowy zyskuje bardzo realny wymiar, a Pola to odbicie zagubienia młodego pokolenia (każdego pokolenia w czasach jego młodości).
Podczas lektury „Pewnego dnia…” na pierwszy plan wysuwa się nastrojowość stylu. Dzięki takiemu klimatowi, doprawionemu mrocznością, tajemnicą, pesymizmem, poszukiwaniami stykamy się z książką wymagającą. Ochnik nie tylko opowiada, ale wciąga czytelnika między strony powieści. Głównym tematem, wokół którego zbudowała swoje historie to przede wszystkim odpowiedzialność i ponoszenie konsekwencji za swoje wybory. Wybory, dodam, które nie zawsze są przemyślanymi decyzjami, a najczęściej dziełem przypadku, braku czasu na zastanowienie czy analizę lub po prostu wynikiem ignorancji. Autorka pisze o ludzkich problemach, zdradach, tęsknotach, zagubieniu, poplątaniu życiowych ścieżek, o miłości bez namiętności i namiętności bez miłości, o śmierci. Szuka rozwiązań kłopotów swoich bohaterów na różnych płaszczyznach: od zwykłej ludzkiej uwagi, przez samopoznanie, medytację aż do seansów spirytystycznych. I na tym polu ponosi klęskę. Niepotrzebnie pisarka brnie w różne techniki, triki czy po prostu specyfikę ezoteryki i pozostałych „dziwactw” – tego jest za dużo - nuży, trąci sztucznością i negatywnie wpływa na wydźwięk całości. Wątpliwości budzi też zakończenie utworu, które w ogóle nie satysfakcjonuje – ani zwolenników happy endu ani też odbiorców łaknących zgoła innych emocji. Nieco chaotyczna w wymowie powieść może przez znaczną część czytelników zostać potraktowana jedynie jako szkic. Rozczarowani – z nadzieją będą czekać na ciąg dalszy