Miałem zacząć recenzję z przytupem, rzucić jakiś dramatyczny cytat, na przykład ten: „Bicie, bicie. Jak niewielka różnica w razach była pomiędzy podaniem nieumytego noża a nadmierną służalnością? Trzy razy na korzyść brudnego noża”. Zastanawiałem się też nad tym: „Podczas gdy ostateczną kaźnią w Europie Zachodniej była galera lub praca w koloniach, na Ukrainie – kij, w Rosji – katorga, to w Polszczy – szubienice (z wielkoduszną opcją zamiany kary śmierci na bicie). Cudzoziemcy przybywający tutaj częściej spotykali [murowaną szubienicę niż most murowany]”.
Ale później, im bardziej brnąłem w książkę Kacpra Pobłockiego, tym bardziej wiedziałem, że nie będzie to sielsko – anielska podróż, tylko rycie ziemi radlicą czy orką skibową, tudzież ewentualnie orką zagonową i w dodatku po ugorze. I nie chodzi o tematykę, lecz formę jej przekazania.
Oznaczono „Chamstwo” wieloma wyróżnikami. Okrzyknięto nawet. Że burzy, że obala, że pokazuje. Mnie tylko, za co z góry przepraszam Autora, znużyła. Być może sposób podania problematyki był dla mnie, niewdzięcznika, nieprzyswajalny. Miałem wrażenie chaosu tematycznego – Kacper Pobłocki uświadamia czytelnikowi niewolnicze aspekty pańszczyzny i piętnuje okrucieństwo panów, po czym nagle na scenę wrzuca kalwinów, Arian i Kozaków z Chmielnickim na czele. Poczucie dezorientacji, niestety, zamiast maleć, rosło z każdą kolejną kartą. Pierwsze rozdziały książki autentycznie zaciekawiały i ukazywały stosunki pańszczyźniane w nowym świetle, podczas gdy następne temat ten rozmywały, a nadto stawały się w większości coraz bardziej przeintelektualizowane (żeby nie powiedzieć bardziej dobitnie i prościej: przegadane).
Piszę o „Chamstwie” mało pochlebnie także przez pryzmat przeczytanych dopiero ponad stu pięćdziesięciu stron „Ludowej historii Polski” Adama Leszczyńskiego, która dotyka tych samych problemów, ale czyni to w sposób bardziej dla mnie przystępny i ciekawszy. Za przykład może służyć pochodzenie słowa „cham”, sięgające zresztą historii biblijnej. Obie książki nawiązują do tego wątku, obaj autorzy dochodzą do tych samych wniosków. Ale który z nich literacko z mniejszym wysiłkiem udźwignął ciężar tej opowieści, tego Wam zdradzić nie mogę.
„Chamstwo” polecam zatem miłośnikom pańszczyźnianego świata, ale przede wszystkim czytelnikom zdecydowanie bardziej wyrozumiałym i cierpliwym.