Czy kiedykolwiek interesowaliście się mitologią?
Muszę przyznać, że jakoś nigdy specjalnie nie zagłębiałam się w ten temat, a jedyny zbiór mitów, jaki miałam okazję przyswoić to ten spisany przez Jana Parandowskiego, który wraz z pozostałymi członkami mojej klasy, przerabialiśmy na wczesnym etapie szkolnej edukacji.
Zatem dlaczego zdecydowałam się sięgnąć po "Krople księżyca" autorstwa Marceli Tomas? Z jednej strony z sympatii do samej autorki, której twórczość miałam okazję poznać jakiś czas temu, gdy jedynym, co czytałam, były fanowskie opowiadania publikowane na wattpadzie. Natomiast z drugiej strony byłam trochę ciekawa, czy lektura książki o tematyce, która jest mi totalnie nieznana, przypadnie mi do gustu. Czy tak się stało? O tym za chwilę. Najpierw przybliżę Wam nieco fabułę tej publikacji.
Słowiański bóg księżyca Chors, każdej nocy odbywał swoją wędrówkę po niebie, by tuż o świcie zmierzać po wyczarowanych przez siebie stopniach ku królestwu swego ojca. Jednak pewnego razu, gdy był w połowie drogi do krainy Welesa, przystanął, wyczuwając obecność intruza, którym okazała się Hoshi — kapłanka japońskiej bogini słońca Amaterasu.
W pierwszej chwili Chors był bliski pozbawienia jej życia, jednak zrezygnował ze swoich zamiarów, gdy dziewczyna postanowiła zdradzić mu powód swojego przybycia do miejsca, do której żaden śmiertelnik nie miał prawa wstępu. Niespodziewane spotkanie tej dwójki było jednak zaledwie początkiem wspólnej drogi, jaką będą musieli przebyć, aby wywiązać się z zadania, które zostało powierzone Hoshi. Czy dzięki pomocy Chorsa misja dziewczyny zakończy się powodzeniem? Czy walka w słusznej sprawie zbliży ich do siebie? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w najnowszej publikacji Marceli Tomas.
Muszę przyznać, że "Krople księżyca" zdecydowanie przypadły mi do gustu. To fantastyczna historia osadzona w świecie bóstw i nadprzyrodzonych istot, od której wprost nie można się oderwać.
Chociaż tak jak wspominałam na początku, z mitologią jestem raczej na bakier, jednak odnalazłam w tej historii elementy, które przykuły moją uwagę. Połączenie mitologii japońskiej i słowiańskiej tworzyło dla mnie logiczną całość i sprawiło, że zainteresowałam się tym tematem i z pewnością w najbliższym czasie zajmę się pogłębianiem swojej wiedzy z tej dziedziny.
Jak już zapewne doskonale wiecie, w ostatnim czasie czytam głównie romanse, więc bardzo ucieszył mnie fakt, że również w tej książce nie zabrakło miejsca na subtelną dawkę romantyzmu. I to takiego, który został doprawiony odrobiną pikanterii, co zdecydowanie wpłynęło nie tylko na relację głównych bohaterów, ale również na moją końcową ocenę tego tekstu.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła, więc tym razem maleńki minus otrzymuje długość tekstu. Niestety jest on bardzo krótki, a szkoda, bo naprawdę widzę w nim duży potencjał na dłuższą historię. Jednak z tego, co udało mi się dowiedzieć, ma on być częścią antologii, więc zapewne autorka musiała trzymać się limitu słów. No cóż. Ubolewam, ale z drugiej strony rozbudziło to mój apetyt, więc z niecierpliwością będę wypatrywać kolejnych publikacji autorki. Mam nadzieję, że następne książki będą o wiele dłuższe i jeszcze bardziej interesujące.