Ciężko mi jest ocenić tę pozycję, gdyż przez pierwsze sto dobrych stron, troszeczkę się nudziłam. Potem nastąpił przełom i akcja zaczęła się w końcu rozwijać!
Mare Barrow jest pilnie strzeżonym więźniem Mavena w Pałacu Białego Ognia. Dziewczyna przehandlowała swoją wolność, w zamian za życie przyjaciół, którzy wraz z nią zostali schwytani w poprzedniej części. Czerwoną dręczą koszmary i bolesne wspomnienia, a działanie Cichego Kamienia z każdym dniem coraz bardziej ją osłabia. Maven także nie jest w kolorowej sytuacji, gdyż z każdej strony otoczony jest wrogami, z którymi musi się uporać. Mare pomimo tego, że darzy króla nienawiścią, spostrzega, że chłopak jest jej jedyną najprawdopodobniejszą szansą na przeżycie. Tymczasem Nowi i Czerwoni szykują się do wojny, która jest już coraz bliżej, bo widzą, że dłużej nie mogą zostać w ukryciu. Natomiast Cal zrobi wszystko, aby ocalić Mare.
Jak już wspomniałam, przez jakiś czas nudziłam się, czytając „Królewską klatkę”, okej początkowe rozdziały, albo raczej strony opisujące „cierpienie” Mare były w porządku. Niestety im dalej, tym gorzej. Dziewczyna od błyskawic tak naprawdę żyje w luksusowym więzieniu. Pożywienie ma, pokój ma, łazienkę ma, czyste ubrania także, sądzę, że wielu ludzi, a zwłaszcza ci z Duszni z chęcią by się z nią zamienili miejscami.
W tym tomie Mare ma czas na rozprawienie się ze swoimi uczuciami. Może poskładać w całość swoją układankę, którą tworzyła od początku serii. Mare dopiero w tej części przeciera oczy ze złudzeń, które ją do tej pory otaczały, można rzec, że dziewczyna żyła w bańce mydlanej. Uczucie jej i Cala wystawione jest na próbę podczas półrocznej rozłąki. Tutaj także dowiadujemy się, co dokładanie stało się z Mavenem i jaki wpływ miała na niego matka. Czym się kieruje i jakie są jego ostateczne poglądy.
W „Królewskiej klatce” pojawiają się także rozdziały z perspektywy Cameron, którą szczerze mówiąc, mało lubię. Denerwowała mnie strasznie tym, że była bardzo samolubna (w moim odczuciu), gdyż zamiast skupić się na pomocy innym, jedynie, o czym myślała, to ocalenie brata z Duszni. Powtarzanie tego samego od drugiego tomu z jej strony było naprawdę męczące i denerwujące. Myślę, że każdy w drugim tomie połapał się, czego dziewczyna pragnie najbardziej, ale cóż...
Tutaj mamy także okazję przeczytać (bodajże 2 albo 3) rozdziały z punktu widzenia Evangeline Samos. Tę dziewczynę akurat lubię i niezmiernie szanuję, więc ucieszyłabym się, gdybym odnalazła w czwartym tomie więcej rozdziałów z jej perspektywy.
Trzecia część cyklu o „Czerwonej Królowej” ma także dobre momenty, których pod koniec jest dość, aby zadość uczynić nam ten felerny początek. Książka jakby można by było się spodziewać, posiada zaskakujący koniec, chociaż we wcześniejszych rozdziałach zasugerowano nam, czego możemy się spodziewać.
Ogólnie rzecz biorąc, ciekawa jestem jak to wszystko, zakończy się w ostatecznym tomie. Mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej, ponieważ nie oszukując was, lubię tę serię.