Powiecie - Trylogia Arturiańska , phi - kolejna opowiastka o niezwyciężonym królu Arturze i jego wiernych rycerzach. I tu się mylicie moi drodzy! Komu robi się słabo na samo hasło Artur czy Excalibur zdecydowanie powinien po te książkę sięgnąć. To nie przesłodzona opowiastka, to historia o ludziach żyjących w realiach V wieku. Historia ze wszech miar różna od tego co znamy i czego się spodziewaliśmy. I to właśnie najbardziej mi się w niej podoba.
Mamy tu (jak to u Cornwella bywa) dość wiernie odwzorowane realia tamtych czasów. Mamy Artura, który jako królewski bękart nie jest mile widziany na dworze ojca. Mamy również Merlina, który losy swoich podopiecznych? przyjaciół? ma dosadnie mówiąc w głębokim poważaniu. Morgana wcale nie jest taka zła jak wykreowano to w legendzie , a Nimue wbrew wcześniejszym naszym wyobrażeniom wcale nie jest przecudnej urody. Natomiast Lancelot okazuje się być zwykłym zapatrzonym w siebie bufonem.
Mimo całego realizmu i pozbawienia legendy blichtru i czarów historia Artura przedstawiona jako wspomnienia Derfla jest historią magiczną i cudownie wciągającą. Derfel opowiada wszystko bardzo rzeczowo i uczciwie. Derfel , choć przyjacielem Artura był , nie był też typowym rycerzem okrągłego stołu , o jakich mówi legenda. Był chłopcem , którego złożono w ofiarze wrzucając do wilczego dołu i szczęśliwym trafem ? zrządzeniem bogów? przeżył upadek. Został wtedy przygarnięty przez Merlina i zamieszkał w jego twierdzy. Z czasem obserwujemy jak z chłopca będącego jednym z ulubieńców Merlina wyrasta wojownik darzony sympatią Artura.
Wracając jednak do samego Artura i postaci znanych z legendy. Powiem szczerze, poza imionami kompletnie nic nie łączy ich z postaciami, które znamy z opowieści o królu Arturze.Nie można powiedzieć, że dzięki temu stały się nudne. Fenomenem Cornwella jest to, że potrafi wykreować niezwykle żywe , absolutnie nie płaskie postacie. Od samego początku Cornwell pokazuje nam, który bohater godny jest naszej sympatii , a którego powinniśmy wręcz znienawidzić. Weźmy Lancelota, który swoimi intrygami sprawia, że już od samego początku zdecydowanie nie darzyłam go sympatią.
Cornwell jest dla mnie mistrzem. Świat, który przedstawia w swoich książkach jest opisany niezwykle plastycznie i zgodnie z realiami czasów, o których pisze. O postaciach już pisałam, jednak nadal nie mogę nadziwić się temu, że bohaterowie znanej legendy przedstawieni w sposób tak odmienny od tego co do tej pory wpajały mi różne książki czy filmy sprawiły, że zakochałam się w nich bez pamięci.
I chyba własnie dlatego , ze książka pozbawiona jest większości elementów legendy jest dla mnie najciekawszą wersją historii Artura. Cornwell , można powiedzieć, ożywił czasy , w których mógł żyć Artur (tak naprawdę Artur nadal pozostaje postacią legendarną). Pozbawiony magicznej otoczki legendarny (przyszły) król Brytów stał się człowiekiem z krwi i kości. Obserwujemy jego rozterki związane z wojnami, czytamy ,o tym jak opętany został uczuciem do Ginerwy. Po prostu Artur jest człowiekiem swoich czasów , a nie żadnym legendarnym monarchą.
Jeszcze jedna rzecz , jakże charakterystyczna dla książek Cornwella - tam wciąż się coś dzieje. Czytelnik nie ma czasu żeby znudzić się lekturą. Liczne watki przeplatające się ze sobą, ciągłe intrygi, bitwy, konflikty. Wszystko to sprawia, że "Zimowego monarchę" podobnie jak wcześniej książki z cyklu Wojny Wikingów czytałam jednym tchem i naprawdę byłam zła kiedy zmuszano mnie do przerywania lektury.
Podsumowując, pierwszy tom Trylogii Arturiańskiej ma w sobie wszystko co powinna mieć w sobie porywająca powieść - świetny pomysł , genialnie wykreowanych bohaterów umieszczonych w realnym świecie , który autor wiernie nam odwzorowuje. Jeżeli dodamy do tego specyficzny styl autora to mamy naprawdę godną polecenia książkę.