Ważna książka o naszej polskiej rzeczywistości, o tym jak kształtujemy naszą przestrzeń publiczną. Króluje brzydota i bylejakość, a ci którzy usiłują z tym walczyć są na straconej pozycji.
Autor zaczyna od tego, że w jego szkole edukacja plastyczna właściwie nie istniała, w mojej zresztą też. A potem, w dorosłym życiu mamy tego efekty: brzydotę naszego krajobrazu miejskiego na każdym kroku na którą często nie zwracamy uwagi, albo się przyzwyczajamy, albo nie wiemy co ładne a co brzydkie. No cóż, wielkimi miastami rządzą teraz deweloperzy i twórcy galerii handlowych i oni kształtują ład przestrzenny, w sumie jeszcze nie tak najgorzej. Ale w małych miastach i wioskach mamy wolny rynek i kompletną swobodę kształtowania krajobrazu, co widać, wystarczy przejechać się po kraju: króluje brak gustu i brzydota. Niestety, wygląda na to, że prawie nikomu to nie przeszkadza, jakbyśmy nie byli w stanie powiedzieć co w otaczającym nas krajobrazie, podoba się, a co razi.
Najbardziej wstrząsający jest w książce reportaż o tym jak powstawał hotel 'Gołębiewski' w Karpaczu. Grupa architektów i konserwator wojewódzki usiłowali zablokować budowę tego architektonicznego potworka, ale władze miasta, urzędnicy, inwestor dali im przykładny odpór. Byłem parę lat temu w Karpaczu, brzydota tego hotelu poraża i irytuje, krajobraz miasteczka został zniszczony straszliwie i bezpowrotnie. Miejscowi z którymi rozmawiałem chwalą sobie nowy hotel: daje miejsca pracy, poczyniono nowe inwestycje w infrastrukturze; nikt się nawet nie zająknie o zepsuciu krajobrazu. Koszmar. A najgorsze jest, że pan Gołębiewski pobudował takie same potworki po całej Polsce: Wisła, Mazury, Świnoujście, ostatnio Pobierowo. Wszędzie stosując metodę faktów dokonanych i nie licząc się z zaleceniami konserwatorów lub nadzoru budowlanego. I co, i nic. Mamy przecież kapitalizm, wolny rynek, wolny wybór i co tam jeszcze.
W sumie wymowa książki jest bardzo pesymistyczna, bo nasza przestrzeń publiczna staje się coraz brzydsza, i wygląda na to, że nikogo to nie obchodzi, poza paru zapaleńcami, architektami czy miejskimi aktywistami, którzy walczą z pieniędzmi i wpływami biznesu, indolencją urzędników, ogólną obojętnością. I są na straconej pozycji, parę lat temu miałem nadzieję, że w przyszłości się to zmieni, teraz jestem większym pesymistą.
Świetne to i ważne reportaże o współczesnej Polsce, otwierają oczy, dosłownie. Po ich przeczytaniu zobaczyłem jak ohydny jest samochód z reklamą stojący w mojej okolicy. Przedtem jakbym go nie widział.