#agaKUSIczyta
„Nie widziałem jeszcze statku, na którym nie byłoby podejrzanych typów”, brzmi, jak zdanie wyrwane z powieści Agathy Christie, a to przecież powieść Edgara Wallace. Niebanalny klimat książki, intryga i Scotland Yard w tle mamią umysł czytelniczy, co – wbrew pozorom – sprawia rozkosz. Dobry kryminał w rękach sprzyja opuszczeniu codzienności i zanurzeniu się w świecie, jaki nas ciekawi, pochłania i nader kusi. I choć to nie powieść królowej kryminału, to czytanie Wallace`a sprawia frajdę – i to wielką. Bo – co zauważysz bardzo szybko – jedno drugiemu niczym nie ustępuje.
Klasyka z wysokiej półki, czego nie trzeba ukrywać, jak zwłok w szafie.
„Drzwi z siedmioma zamkami” stanowią wybitną ucztę, podczas której smaki przenikają się by zwodzić umysł i zmysły wszelakie. Jest zimna i cierpka intryga (niejedna), są słodkie nuty zakochania oraz delikatność sosów (ni z krwistych buraków, ni wyrafinowanych esencji kwiatowych). I jest oficer, Dick Martin, który marzy o tym, by do owej uczty zasiąść (wreszcie), a co nie jest mu dane. Marzy o zakończeniu pracy zawodowej (wreszcie), lecz dopiero o północy dostanie wymarzoną wolność. Do tego czasu… Do północy jest pracownikiem i czynnym oficerem i pełni służbę i ma na dziś zlecenie i basta – szef Scotland Yardu jest jego szefem aż do północy, potem może być kumplem od piwa. Ale północ – to ona wszystko wyznacza. Po północy Dick Martin będzie szefem dla samego siebie.
I zaczyna się, zaczyna się niby spokojnie, co nie zawsze stanowi dobrą wróżbę. Oto na horyzoncie pojawia się znajomy przestępca (winny) i obiad z nim lecz to, co miało być szybko załatwione, szybko załatwione NIE będzie. Zaraz potem konieczna staje się wizyta w bibliotece, bo jakiś wolumin zniknął, a tam ona za pulpitem i jej szare oczy tak magnetyczne. Jest i spokój jakiś, gdy nagle wszystko się zmienia i rzeczywistość przywołuje do siebie, bo „(…) umysł przeciętnego przestępcy nie błyszczy mądrością, jego zasięg jest ograniczony, horyzonty wąskie. On żyje tylko zbrodnią, jaką ma popełnić, przestępstwem i tym, jak je ukryć”.
EXSURGE DOMINE ET IUDICA CAUSAM TUAM „Powstań, Panie, i rozsądź sprawę swoją”. Łaciński cytat tak prawdziwy i tak okropny jednocześnie. Akcja nabiera tempa, pojawia się coraz więcej niewiadomych, coraz więcej twarzy i majaków sennych, które mieszają się i mamią oczy. Pojawia się ona i uczucie i multum pytań do samego siebie. Powieść Wallace`a to perfekcyjnie rozpisana sztuka teatralna, która przykuwa widza do fotela. Śledzisz tok akcji i starasz się sam wszystko przewidzieć. Denerwują cię rozpraszające jazgoty innych, czy znudzenie. Ty się nie nudzisz – jesteś tak uważny, jak mało kiedy. To wybitna sztuka literacka, która pochłania.
Czytanie „Drzwi z siedmioma zamkami” sprawia radość. Nie daje szans na nudę, czy swobodny oddech. Jakaś sprawa policyjna pociąga następną i nagle odkrywasz, że to długi łańcuch bez końca z tobą gdzieś pomiędzy ogniwami. Czytasz i przepadasz, bo dajesz się wciągnąć w intrygę.
To mieszanka sentymentalizmu literackiego i delikatnego kryminału wywołującego drżenie zmysłów. To połączenie elegancji, dreszczyku brzydkiej ciekawości czytelniczej i wysmakowanej uczty. To literacka klasyka, której czytanie sprawia radość. Wkraczasz w świat tak inny od własnego, odkrywasz miejsca tak inne od tych, w jakich często jesteś, że umyka ci poczucie czasu. Bo o to chodzi w dobrym kryminale – o owe zatracenie i pomieszanie zmysłów.