Dechowice – mała miejscowość, w której wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, a na pewno wszystko wiedzą cztery starsze panie, które oficjalnie są zielarkami, a nieoficjalnie wiedźmami. Kiedy we wsi pojawia się trup, na jej mieszkańców pada blady strach, a nie do końca stetryczałe staruszki będą musiały wziąć sprawy w swoje ręce. Tym bardziej, że morderca czyha właśnie na nie.
Muszę przyznać, że bawiłam się podczas lektury wyśmienicie. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że powieść ma ponad 500 stron, bo pochłonęłam ją dosłownie na jednym wdechu. Spędzane przy lekturze godziny zamieniły się w minuty i nawet nie wiem, kiedy dotarłam do końca powieści. Na pewno szybko. Zadziwiająco szybko.
Czuć nieco inspirację Sapkowskim w tej powieści, ale nic dziwnego, skoro autor między innymi na powieściach Sapkowskiego się wychował. Cztery wiedźmy o fizjonomii staruszek, ale młode duchem, próbują zrzuć z piedestału niejakiego Wędrowycza, kultową przecież postać, którą znają prawie wszyscy. Być może kiedyś Lucyna, Mirka, Michalina i Elżbietka również dorobią się swojej strony na Wikipedii, jednak jeszcze nie teraz, bo teraz dopiero debiutują. Ale robią to w wielkim stylu. To im trzeba oddać. Te miłe starsze panie nie niańczą wnuków, nie zajmują się rozwiązywaniem krzyżówek, szydełkowaniem czy robieniem na drutach. One parają się czarami, a do przyrządzanych przez siebie eliksirów dodają dużą ilość alkoholu, a nawet dużo za dużą, z czego później wynika szereg niespodziewanych sytuacji. Mimo że średnia ich wieku oscyluje gdzieś w granicach siedemdziesiątki, te dziarskie staruszki mogą pochwalić się nie tylko niebywałą energią, ale też pomysłowością i odwagą. Oraz pamięcią i wyobraźnią, bo oprócz swojej magicznej działalności, panie prowadzą również działalność szpiegowską. Nie tylko rozsiewają plotki na temat swoich sąsiadów, one je nawet tworzą. Miejscowa społeczność ma te kobiety za wiejskie zielarki i nie od razu odkrywa, z kim tak naprawdę ma do czynienia. Aż dziw bierze, że tak długo udaje się staruszkom utrzymać ten sekret w tajemnicy.
Czytało mi się tę powieść naprawdę świetnie. A to z powodu inteligentnego humoru, sarkazmu i ciętych ripost, od których ta książka aż kipi. Wspomniany humor, połączenie całkiem współczesnych czasów i wierzeń słowiańskich, przeplatanie się świata realnego z magicznym i genialnie wykreowani bohaterowie, z których każdy jest jakiś, stworzyły razem bardzo interesującą, do tego oryginalną opowieść. Obraz wsi jest trochę przerysowany, mimo to autor idealnie oddał scenerię polskiej wsi i trafnie wskazał, kto w niej stoi za sterami władzy. Interesujący jest też obraz małej, zamkniętej społeczności, której mieszkańcy kierują się znanymi tylko sobie prawami. Bohaterowie są barwni, żywi i zdecydowanie niebanalni. Bardzo trafnie wskazane zostały też ich charakterystyczne cechy charakteru. Książkę czyta się sprawnie, akcja jest dynamiczna, cały czas coś się dzieje, a historia napisana jest z pomysłem i na tyle ciekawie, że nie chce się przerywać lektury, dopóki nie dotrzemy do końca. Powieść podzielna została na cztery części, z której każda dotyczy jednego ważnego wydarzenia z życia wioski, a w których swój niemały udział mają tytułowe wiedźmy.
„Wiedźmy z Dechowic” to lektura idealna na długie jesienno-zimowe wieczory. Skutecznie odrywa od rzeczywistości i można z nią miło spędzić czas. Polecam każdemu, kto lubi połączenie współczesności i wierzeń słowiańskich, przeplatanie się świata żywych i umarłych, a także wszystkim, którzy lubią dobrą zabawę. Bo ta ostatnia z tym tytułem jest gwarantowana.
We współpracy z Wydawnictwem Initium.