Joseph Heller napisał w swoim życiu znaną wielu z nas - moli książkowych - powieść pt "Paragraf 22". Traktowała ona o absurdzie wojny i codziennej walce o życie biorących w niej udział żołnierzy. Tytułowy paragraf 22 dawał żołnierzowi możliwość natychmiastowego przejścia do cywila na własną prośbę z powodu choroby psychicznej. Jednakże ktoś, kto w trosce o własne życie wnosi o zwolnienie ze służby udowadnia, że jest zdrowy psychicznie, a zatem nie może prosić o przejście do cywila z powodu choroby psychicznej. W dzisiejszych czasach określenie paragraf 22 stosuje się w sytuacji bez wyjścia, w której aby wypełnić jakieś kryterium, trzeba jednocześnie spełnić inny warunek, który to kryterium wyklucza. Powiedzenie to zastąpiło dużo starsze wyrażenie - "Widełki Mortona", które miało podobny sens, a które powstało za czasów Mortona - arcybiskupa Canterbury i kanclerza króla Henryka VII, odpowiedzialnego za ściąganie podatków ze szlachty. Stosował on wówczas własną metodą, która mówiła o tym, że: "Jeśli ktoś wyglądał na rzeczywiście bogatego, to znaczyło, że ma wystarczająco pieniędzy, by udzielić królowi pożyczki. Jeśli natomiast ktoś wyglądał na pozór biednie, to sugerowało, że nie wydaje pieniędzy na siebie, tylko przechowuje je gdzieś w ukryciu, a w związku z tym również ma dostatecznie dużo kosztowności, by wspomóc króla.". Krótko mówiąc, nie ma dobrego wyjścia. Każdy wybór jest jednakowo zły. Nie ważne co się wybierze, bo i tak nie będzie dobrze...
Czemu piszę o powieści Hellera i przytaczam słowa arcybiskupa Mortona? Czy to ma jakikolwiek związek z trzecim tomem serii "Sen" amerykańskiej autorki Lisy McMann - "Koniec" ? Otóż jak najbardziej ma. Właśnie w takiej sytuacji znajduje się w tej części znana już nam Janie Hannagan...
Po zakończeniu dochodzenia w sprawie Durbina, o której traktowała poprzednia część "Mgła", Janie nagle znajduje się w centrum zainteresowania społeczności Fildridge. Dotąd żyła w samotności, niezauważana i wręcz pomiatana przez innych, z racji jej sytuacji życiowej, życia w biedzie. Nie jest więc przywykła do rozgłosu i całego szumu, jaki otoczył ją po aresztowaniu trzech nauczycieli z jej szkoły po tym, jak udowodniono im wykorzystywanie seksualne uczennic oraz podawanie narkotyków w celu ich odurzenia. Konfrontacja na sali sądowej totalnie wykańcza Janie - dziewczyna jest zmęczona zarówno fizycznie jak i psychicznie - w totalnym proszku. Czuje, że zaczyna się dusić a wszystko to ją przerasta. Wraz z Cabelem wyjeżdża za miasto na wakacje w nadziei, że choć na chwilę uda jej się uciec od tego wszystkiego, że zdoła zapomnieć o przekleństwie, jakim jest jej "dar", gdzie nie będzie prześladowana przez cudze sny. Ale...
"Nawet tutaj nie może od tego uciec. Nie ma dla niej ucieczki".
Wakacje dodatkowo zakłóca niespodziewana wiadomość z domu, która zmusza Janie do natychmiastowego powrotu do miasta... do szpitala... Po latach w życiu Janie zjawia się jej ojciec, zupełnie obcy człowiek, którego nigdy w życiu dotąd nie widziała. Nasza bohaterka nie spodziewała się tego, że pojawienie się tego człowieka w jej życiu może narazić ją na prawdziwe niebezpieczeństwo...
"Koniec" to swoista walka psychologiczna, walka z własnymi demonami. Janie postawiona jest w sytuacji, która wydaje się nie mieć wyjścia. Dowiaduje się wielu istotnych rzeczy z życia swojego ojca, które będą miały bezpośredni wpływ na jej przyszłość. Po śmierci pani Stubin zastanawiała się, czy warto wybrać jej drogę - w najbliższej przyszłości utrata wzroku i władzy w dłoniach. Drugą opcją byłaby izolacja od społeczeństwa, która miałaby zagwarantować jej zachowanie sprawności. Oba wybory w żaden sposób nie byłyby łatwe - w jednym zostałaby kaleką a w drugim musiałaby porzucić wszystko, nawet ukochanego Caleba, byleby tylko zachować pełną sprawność. Teraz, po pojawieniu się w jej życiu ojca, wszystko stanęło na głowie a w myślach Janie zapanował totalny chaos... Okazuje się bowiem, że już trudny wybór może stać się jeszcze trudniejszy - choć wydawałoby się, że gorzej przecież być nie może.
Książka, tak jak jej poprzedniczki, ponownie napisana jest w formie dziennika z narracją w trzeciej osobie. Jednakże teraz, po przeczytaniu całości, mogę wyciągnąć konkretniejsze wnioski i nawet stwierdzić, że jednak seria mi się podobała. Mimo tego, że na "Śnie" wieszałam psy, a kolejna część była tylko trochę lepsza od pierwszego tomu, to po przeczytaniu "Końca" nabieram większej sympatii do całości. Do tego zauważam pełne zrozumienie dla kolejnych tytułów książek. "Sen" była częścią, w której jeszcze wszystko wydawało się być możliwe, nie było widać rys w przyszłości - była jak prawdziwy sen... jarząca nam się mara, z której można się nijako jeszcze przebudzić. "Mgła" to błądzenie w życiu, w którym jeszcze na wiele pytań nie znamy odpowiedzi, gdzie jest jeszcze wiele niejasności. Natomiast "Koniec" to prawdziwy KONIEC - nie da się uciec, nie zmieni się rzeczywistości ani swojej przyszłości. Należy jedynie pogodzić się z losem i przyjąć konsekwencje własnych wyborów.
"Ale życie toczy się dalej. Wszystko zmierza w jakimś kierunku. Takim lub innym. Związki, zdolności, choroby, niepełnosprawność. Wiedza. Szkoła. Nowe życie [...]"
Podsumowując krótko, cykl "Sen" Lisy McMann to z całą pewnością nie są książki dla każdego. Pisane są w specyficzny sposób, który dla niektórych może okazać się dość uciążliwy podczas czytania. Jednakże po przeczytaniu całości można stwierdzić, że książki jednak mają to COŚ w sobie i że nie zmarnowało się czasu poświęcając im wolne chwile, że jednak warto było sięgnąć po kolejne tomy.