'"Multikulturalizm rosyjski opiera się na tym, że przedstawiciele różnych grup po prostu starają się sobie nie wchodzić w paradę, ale kiedy tylko to się nie udaje, dochodzi do konfliktów. Z tych konfliktów rodzi się wzajemna niechęć, często podgrzewana przez żądne krwi media, a to z kolei kumuluje stereotypy."
Cytat ten w pełni określa zamysł autora. Bo też Rosja to bardzo dziwny kraj , pełen kontrastów zarówno pod względem geograficznym, religijnym o kulturowym już nie wspomnę. Igor Sokołowski zabiera czytelnika w podróż i to sensie dosłownym, bo książka ta jest zapisem jego podróży po Rosji. Ale jest to podróż zupełnie inna niż oferują to być może biura podróży. To zwiedzanie zupełnie nieoczywiste i zaskakujące.
Wraz z autorem trafiamy najpierw do krajów nadbałtyckich zamieszkiwanych w większości przez Rosjan i jest to ostatni bastion Unii Europejskiej. Dalej już tylko ten ogromny kraj tak bardzo zróżnicowany. Jak bardzo widać to gdy autor trafia do Pskowa gdzie z jednej strony widać wycieczki oglądające bogato zdobiony Troickij Sobor, a drugiej strony widać stare kamazy, ziły czy przeładowane busiki pełne pasażerów podróżujących w nieludzkich warunkach. Nie inaczej jest w wielu odwiedzanych miastach i miasteczkach, gdzie zarówno lokale gastronomiczne czy miejsca noclegowe pamiętają jeszcze swoim wyglądem czasy Breżniewa.
Są tez takie miejsca gdzie czas zatrzymał się na epoce Stalina. Do nich na pewno należy duża wieś Haroszewo gdzie znajduje się biblioteka i muzeum poświęcone dyktatorowi. Tam to autor mógł wysłuchać wykładu pani przewodnik przekazywanego z czcią i nabożeństwem.
Takich perełek zresztą jest więcej, bo zwiedzamy choćby miasto Gżack poświęcone Jurijowi Gagarinowi. No i oczywiście Smoleńsk, kojarzący się nam z katastrofą lotniczą oraz ogromnym podziałem społeczeństwa. Poza tym jest to miasto godne zwiedzenia ze względu na swoją architekturę i zabytki.
Sporo miejsca zajmuje opowieść o Rostowie nad Donem. To niekwestionowana stolica południowej części Rosji. Miejsce to wyróżnia się także tym, że jak to określa autor ludność zamieszkująca miasto nie należy do bohaterów pracy, co odbija się w wyglądzie miasta .
Jest takie jedno zdjęcie w książce, które chyba najlepiej pokazuje jaki to kraj. Widać na nim ulicę, a raczej ubity trakt, na niej stragany, stado krów, a w tle w bliskiej odległości piękną budowlę z bogato złoconymi kopułami. I choć dziennikarz w epilogu wielokrotnie podkreśla, że aby poznać kraj to nie starczy życia, bo jego rozległość powoduje, że to co widzimy na początku podróży na jej końcu może być już mocno nieaktualne. A każda dziedzina wybierana jako temat przewodni zwiedzania jest również bardzo obszerna - końca nie widać.