Gdy wszedłem do Pijalni Korneliusz siedział i coś czytał popijając jednocześnie piwo. Zamówiłem u pani Lodzi Perłę i zasiadłem na naszej czerwonej kanapie. Przyjaciel zamknął z hukiem a następnie odłożył książkę i wyraźnie zadowolony powiedział:
- Skończyłem.
Zerknąłem na okładkę. Pożyczyłem Korneliuszowi tę książkę przedwczoraj. Była to Diabłu ogarek. Kolumna Zygmunta – Konrada T. Lewandowskiego. Na temat pierwszego tomu tej historii pisałem tutaj 16 stycznia 2012.
- No i? Co sadzisz? – Spytałem.
- Moim zdaniem jest lepiej niż poprzednio, zważywszy, że nie podobał mnie się poprzedni tom. – Odpowiedział Korneliusz
- Czepiasz się trochę. Akcja jest żywa, ciekawi bohaterowie, szybko i przyjemnie się czyta – pozwoliłem się wciągnąć w dyskusję – a i poczucie humoru autora daje znać o sobie. Czegóż chcieć więcej od fantastyki przygodowej? I to w swojskich klimatach.
- Może i masz rację, ale…
W tym momencie do Pijalni wszedł Herman B.
- Ave emeryci! O czym gadacie? – zaczął od progu – wiedziałem że was tu zastane o tej porze!
- A tak sobie dyskutujemy o literaturze – powiedziałem – Piwka się napijesz?
- Nie mogę, zaraz samochodem do Warszawki jadę. Pani Lodziu! Jedno espresso proszę. – Zawołał od naszego stolika Herman B. – Tylko pani takie doskonałe w naszym mieście robi!
Pani Lodzia aż pokraśniała ze szczęścia i zakrzątnęła się wokół ekspresu do kawy.
- Diabłu ogarek. Kolumna Zygmunta. – Przeczytał z okładki Herman B. – Ha! Czytałem pierwszy tom. Fajne! A o czym tam w drugim? Możesz trochę opowiedzieć. Tylko bez spoilerowania!
- Główny bohater, Lawendowski… – zacząłem
- Ten z nunczaku! – Wpadł mi w słowo Herman B.
- Ten sam, ale w tej części już bez cepa – kontynuowałem – jedzie do Warszawy…
- No to tak jak ja dzisiaj! – znów przerwał mi Herman B. – i ja też bez cepa he, he.
- Nie lubię jeździć do Warszawy – włączył się Korneliusz – Kierowcy nieuprzejmi, jeżdżą jakby to był wyścig przez miasto. Zgubić się też łatwo, bo stolyca nie za bardzo oznaczona. A jak się zapytać o drogę to tubylcy niezbyt chętni do pomocy.
- Jak zwykle narzekasz – odparłem – ale nieco prawdy w tym jest. Dacie mi skończyć?
- Jasne. Opowiadaj. – odpowiedział Herman B. zupełnie jak w reklamie niezbyt dobrej kawy.
- No więc Lawendowski jedzie do Warszawy w celu rozwikłania spraw które kończą tom pierwszy – zacząłem opowiadać – Po drodze odwiedza arcyciekawą rodzinkę…
- I tu autora chyba troszkę poniosło – przerwał mi Korneliusz – zakrzywienia czasoprzestrzeni, wampiry, ghule, światy alternatywne na tle swojskich diabłów z Mazowsza. To jakby dwa grzyby w barszczu.
- No może trochę poniosło, ale akcja poczęła się zagęszczać. W Warszawie nasz bohater zostaje wcielony do służby publicznej. Zyskuje kilku przyjaciół, ale też i wrogów. Pojawia się kilka postaci historycznych; Jakub Sobieski i Jeremi Wisniowiecki. Wszystko okraszone dużą ilością czarnej magii, humoru i odrobiny seksu. -Podsumowałem
- Ciekawe jest to – dodał Korneliusz – że gośćmi w czarnych kapeluszach są jezuici i wysłannik papieża. I tak naprawdę nie wiem, komu w tej książce pali się świeczkę a komu ogarek.
- A co myślisz o finałowym starciu sił ciemnej i ciemniejszej strony mocy? – Zapytałem
- Ja w filmach Eda Wooda. I traktuje to porównanie jako komplement w stronę autora – odrzekł Korneliusz
- To warto to czytać czy nie – z głupią mina spytał Herman B. – bo już nie wiem?
- Warto stary, warto jak cholera – znad pustego kufla powiedział Korneliusz
- I za to warto się napić – odpowiedziałem – Dwa piwa i jedno espresso prosimy!