Robactwa nie lubię, ale przeczytać od czasu do czasu jakąś popularnonaukową książkę, owszem. Tym razem padło na opasłe tomiszcze (560 stron) o wpływie komarów na losy świata i ludzkości. Nie jest to stwierdzenie przesadzone, ponieważ autor dowodzi nie tylko wielkości tego wpływu, ale i jego ciągłego (choć w różnym nasileniu) utrzymywania się.
Na początek poznajemy upodobania i umiejętności komarów – a dokładniej komarzyc, bo to one grają tutaj pierwsze skrzypce. Dowiadujemy się m.in., co oznacza gromadząca się nad kimś lub czymś chmara komarów, do czego niezbędna jest komarowi ludzka krew i dlaczego komar jest silniejszy od renifera? W kolejnych rozdziałach autor urządza czytelnikowi wycieczkę od prehistorii po współczesność i pokazuje, jakie piętno komarzyca i przenoszone przez nią choroby odciskały na społeczeństwach poszczególnych epok. Przekonuje, że siła komarów tkwi w bardzo dobrze u nich rozwiniętych zdolnościach adaptacyjnych, które pozwalają im przetrwać, dostosować się do nowych warunków i wciąż zabijać. Najstarsza wzmianka o chorobie przenoszonej przez komary została utrwalona na sumeryjskich tabliczkach odnalezionych w dolinie Eufratu i Tygrysu i już starożytni mieli swoje sposoby na uciążliwe ugryzienia komarów (pisał o nich np. Herodot). Wojna z komarzycą trwa do dziś.
Autor pisze o tym, co spowodowało rozprzestrzenianiu się komarów, a co za tym idzie, przenoszonych przez nich chorób takich jak malaria czy żółta febra. Sprzyjały temu różnorodne procesy – naturalne, ekonomiczne, polityczne i religijne: rozwój handlu i rolnictwa, zasiedlanie i uprawa coraz to nowych połaci ziemi, krucjaty, a także ekspansja kolonialna i niewolnictwo. Dla przykładu fragmenty o Krzysztofie Kolumbie: Jedną z konsekwencji jego podróży było to, że nieumyślnie sprowadził do Ameryk choroby przenoszone przez komary oraz Afryka została przeszczepiona do obu Ameryk wraz z dodatkami takimi jak całoroczna malaria, denga i żółta febra.
Timothy C. Winegard jest historykiem, więc dużo miejsca w swojej książce poświęca wydarzeniom dziejowym, najważniejszym przemianom (bitwom, rewolucjom) oraz ich autorom. Komarzycę nazywa przy tym jednym z generałów, który znacząco wpłynął na kształt wielu operacji polityczno-militarnych i pokrzyżował plany niejednego geniusza, stratega i przywódcy, pozostając sojusznikiem tych, a trudnym do pokonania przeciwnikiem tamtych. Wskazuje wiele punktów w historii, kiedy takie działania wywoływały kolejne epidemie i wielokrotnie podkreśla, że żołnierze często bardziej niż śmierci z rąk wroga bali się komarów, powodowanych przez nie chorób i w efekcie śmierci w męczarniach. Do pechowców, którym przyszło postawić swoje armie do walki z drapieżną i żarłoczną komarzycą należeli np. Aleksander Wielki, Hannibal, Czyngis-Chan. Niezwykle ciekawe są rozdziały poświęcone powstaniu Stanów Zjednoczonych. Jak się okazuje, komarzyca miała tu bardzo wiele do powiedzenia i zdecydowanie pomogła Amerykanom – autor pisze wprost: Stany Zjednoczone powstały kosztem Brytyjczyków pogryzionych przez komarzycę oraz Komarzyca wywarła ogromny wpływ na kształt USA, więc wg mnie zasługuje na to, żeby jej podobizna znalazła się na Mount Rushmore pomiędzy emanującymi wdzięcznością twarzami Washingtona i Jeffersona.
Często używane przez autora pojęcie to miazmatyczna teoria chorób, przyjmowana przez uczonych aż do lat 80. XIX wieku. Opierała się ona na błędnym założeniu, że przyczyną wielu chorób jest tzw. złe (morowe) powietrze – nie dostrzegano tu roli komarów i w związku z tym stosowano wiele nieskutecznych, a wręcz szkodliwych metod leczenia (Jeżeli pacjentów nie zabiła choroba, często uśmiercała ich rzekoma kuracja). Kiedy W końcu udowodniono, że ugryzienia komarów są przyczyną zachorowań na malarię, która od zarania dziejów wywoływała ogromne cierpienia i uśmiercała miliardy ludzi – Po tych odkryciach komar stał się obiektem intensywnych badań i analiz. Jeszcze w XVII wieku stosowano chininę, która była pierwszym skutecznym środkiem na malarię, ale pierwszy sukces w walce z komarami odniesiono podczas II wojny światowej dzięki substancji o nazwie DDT. Skoro o wojnie mowa, warto wspomnieć o użyciu komarów jako broni biologicznej, co zrobili naziści. Nie była to pierwsza taka próba w historii, wyrosła z chęci zemsty Hitlera na Mussolinim – i okazała się bronią obosieczną.
Co dalej? Jakie perspektywy i szanse ma człowiek w starciu z komarem – a może odwrotnie? Autor podaje, że w czasie od dwóch do dwudziestu lat komary uodporniły się na DDT (tak jak wcześniej uodporniły się na chininę). Następnie przestała na nie działać artemizyna, którą pozyskiwano z bylicy (co ciekawe, już starożytni zauważyli, że bylica pomaga w leczeniu gorączki, ale dopiero w latach 70. XX wieku powrócono do tej myśli). Obecnie największe nadzieje budzi tzw. system CRISPR, który umożliwia nadpisywanie (modyfikację) genów – dzięki niemu można by doprowadzić do całkowitego wyginięcia komarów. CRISPR rodzi jednak również obawy, ponieważ z jego pomocą można unicestwić dowolne organizmy. Skoro wiec komary, to dlaczego tylko one? A ponieważ człowiek nie potrafi postawić sobie granic, gdy uwierzy, że może wszystko – skutki mogłyby się okazać tragiczne i oczywiście nieodwracalne. Autor pisze: Jesteśmy w stanie nie tylko pozbyć się komarów, ale również przemodelować ludzkość. Alternatywą jest spowodowanie, że komary staną się po prostu nieszkodliwe.
Książkę szczerze polecam. Dowiedziałam się z niej naprawdę wiele, można powiedzieć, że jest to nieco inny podręcznik historii - taki z poziomu rozszerzonego. Przyznaję, że czytanie (jak i pisanie tej recenzji) było sporym wyzwaniem – humanista inaczej przyswaja tekst (nawet przystępnie napisany), który nie jest literaturą piękną. Nie ulega jednak wątpliwości, że autor stworzył fascynującą opowieść o komarzycy, okraszając ją również wątkami autobiograficznymi, dodając obszerną bibliografię, adnotacje i przypisy do poszczególnych rozdziałów. W książce znajdziemy także interesujące opowieści na tematy, z którymi raczej nie wiązalibyśmy komarów – np. o tym, jaką rolę odegrały w wyginięciu dinozaurów, co je łączy z herbatą i kawą, co zawdzięcza im chrześcijaństwo, jak odkryto połączenie ginu z tonikiem. Bardzo ciekawe są nawiązania literackie, których szereg przytacza autor – o malarii wspominali m.in. Dante w „Boskiej komedii”, William Szekspir w ośmiu swoich sztukach, a Edgar Allan Poe pisał w jednej ze swoich nowel o żółtej febrze.
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.