Uwielbiam powieści historyczno-obyczajowe, szczególnie gdy mają one więcej niż jedną część. Przywiązuję się do bohaterów, ich świata i na jakiś czas pozwalam sobie żyć w ich realiach.
Tym bardziej, z wielką przyjemnością sięgnęłam po drugi tom Sagi dworskiej. Tom pierwszy-Zapach bzów, ujął mnie przyjemnym, lekkim i bardzo swojskim klimatem życia szlacheckiego dworu.
„Kolor róż” to ścisła kontynuacja, dlatego zachęcam do przeczytania części pierwszej. W drugiej nie znajdziecie „przypominajek” o przygodach bohaterów. Są za to dynamicznie rozwijające się dalsze przygody Julianny i Dominika. Co ciekawe, te postaci są wykreowane na osobowości idealne. Honor, sprawiedliwość, życie w zgodzie z własnymi przekonaniami. Przede wszystkim jednak upór w dążeniu do zrealizowania powziętych planów to wspólna cecha głównych bohaterów.
Julianna Łącka jak zwykle staje okoniem i wszelkimi sposobami unika stanięcia na ślubnym kobiercu z kandydatem, wybranym przez mocno już zdesperowanych rodziców. Autorka świetnie przedstawiła cały proces aranżacji małżeństwa i co w nim było istotne. Powszechnie wiadomo, że był taki okres, gdzie małżeństwa polegały wyłącznie na łączeniu majątków i szlachetnych nazwisk. Ku chwale obowiązujących konwenansów, nie dopuszczano do mezaliansu. Uczucia nie były w ogóle brane pod uwagę.
W przypadku Julki – wszystko od początku nie szło po myśli rodziców. Dziewczyna była niepokorna, nad wiek inteligentna i przede wszystkim czuła misję pomocy potrzebującym, korzystając z wiedzy zdobytej od prababki Antoniny. Posiadała też wewnętrzną intuicję, która wręcz zakazywała jej działań niezgodnych z sumieniem. W powieści dobitnie pokazano, jaką pozycję zajmowała kobieta w wyższych sferach i jak niewiele znaczyło jej zdanie. Ewentualne buntowniczki stawały się ofiarą plotek, skandali i ostracyzmu społecznego.
Wątek prababki znachorki jest dla mnie najciekawszy i nieco żałuję, że nie dominował on w powieści. Życiorys Antoniny jest tak tajemniczy i intrygujący, że chętnie przeczytałabym osobną powieść o jej losach.
Dominik to niby parobek, zarabiający na utrzymanie pracą w posiadłości Łąckich. Tak naprawdę życie chłopaka naznaczone było ogromną tragedią, a on sam musiał uciec się do mistyfikacji i ukrywać swoje prawdziwe pochodzenie.
Losy tych dwojga właściwie do samego końca nie były przesądzone. I to jest wielki atut tej powieści. Kreowane sytuacje niby nie były zbyt oryginalne, a jednak ich rozstrzygnięcia zaskakiwały nieszablonowymi rozwiązaniami. Obecne są też intrygi, żądze (z zemstą włącznie), pojawia się nawet delikatnie wątek magiczny. Bardzo mi się to podobało, bo nie wiało nudą.
Z tej powieści wypływa też morał, by walczyć o swoje marzenia i wbrew wszystkim, słuchać swojej intuicji. Dobro czyni dobro i zostanie ono zauważone.
W połączeniu z lekkim, dobrym stylem, książkę pochłania się dosłownie „na raz”. Jestem zadowolona z lektury „Koloru róż”, a jej zakończenie dało mi nadzieję, że być może będzie kontynuacja.
Wystawiam ocenę 8/10 i zachęcam Was do sięgnięcia po tę sagę. Można się zapomnieć i dać ponieść wydarzeniom.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zwierciadło.