Dzień dobry,
Dzisiaj pragnę przybliżyć Wam książkę, o której jeszcze nie tak dawno było głośno w mediach. Mowa tutaj o dziele Pani Elisy Rocher pt. „Koło ratunkowe”. Co to była za przygoda... Do tej pory nie potrafię się po niej pozbierać, ta książka jest zbyt dobra! Wraz z pierwszym zdaniem, autorka porwała mnie w niezapomniany rejs statkiem po beztroskich wodach oceanu.
Po sięgnięcie do tej książki zachęciła mnie sama okładka, (powiedzcie, że nie jest wspaniała)... oraz fakt, że główna bohaterka, tak samo jak ja, panicznie boi się wody! Bardzo spodobało mi się połączenie lekkiego, letniego romansu z wątkiem sensacyjno-kryminalnym, ten fakt sprawia, że przy „Kole ratunkowym” nie ma czasu na nudę. To fakt, że wiele autorów stara się łączyć te dwa wątki, jednak ta lektura ma w sobie to coś, czym wyróżnia się spośród wszystkich dzieł.
Tradycyjnie opowiem kilka słów na temat fabuły:
Zofia Mrozowsky razem ze swoim narzeczonym - Mateuszem, postanawia spełnić marzenie swojej zmarłej matki i udać się na rejs statkiem. Kobieta nie tylko pragnie ostatecznie pożegnać się ze swoją mamą, ale i naprawić swój związek, który od pewnego czasu ciągle się sypie. Niestety los bywa przewrotny i Zosia zostaje sama na statku. Co takiego się wydarzyło? Czy Mateusz umarł? Tergo musicie dowiedzieć się sami! Nasza bohaterka musi radzić sobie sama i pokonać swoje słabości by przeżyć przygodę swojego życia. Podczas rejsu wpadnie jej w oko niejaki Dariusz Jaworski - kapitan statku. Pomiędzy miłosnymi uniesieniami, kobieta zaczyna prowadzić śledztwo w sprawie międzynarodowego oszustwa matrymonialnego... Jak zakończy się ta historia? Jaki plan ma główna bohaterka? Czy wszystko pójdzie zgodnie z planem? Zapnijcie pasy i przygotujcie się na przygodę życia!
Muszę się przyznać, że podczas czytania tej książki bawiłam się świetnie! I to nie tylko za sprawą humoru, czy akcji, ale i stylu autorki. Już od samego prologu nie potrafiłam oderwać się od czytania i przeczytałam tę pozycję w kilka godzin! Książka ta spowoduje u Was dużą dawkę emocji. Czasami wywoła uśmiech, czasami smutek, czy gęsią skórkę! Chyba dopiero pierwszy raz miałam do czynienia z lekturą, której akcja działa się na statku wycieczkowym - co daje autorce duży plus, jeśli chodzi o moje odczucia co do jej twórczości. Przez to tło, podczas czytania cofnęłam się do dzieciństwa i serialu „Nie ma to jak statek”, ktoś z Was kojarzy? Jeśli tak, to koniecznie sięgnijcie po tę książkę, może nie znajdziecie tutaj Zacka oraz Cody'ego, ale poznacie przygodę Zosi, która nie da o sobie szybko zapomnieć.
Jeśli chodzi o bohaterów, to moje serduszko zdobyła oczywiście główna bohaterka. Zaimponowała mi swoją wytrwałością oraz wyobraźnią. Do Zosi idealnie pasuje powiedzenie: do tańca i do różańca, chętnie bym poznała ją na żywo! W książce tej znalazłam również mojego antybohatera, którym jest, (jak już mogliście się domyślić), Mateusz... Nie potrafiłam go znieść i jego postawa na samym początku książki totalnie mnie zaskoczyła. Gdybym mogła to chętnie dałabym mu w twarz.
Czy książkę polecam? Tak! „Koło ratunkowe” to letnia, wakacyjna powieść, która ogrzeje Wasze serca podczas licznych, zimnych, zimowych dni!