Nawet w powieściach fantasy, każdy ma swoje ulubione jej rodzaje. Jedni lubią magię, inni szereg dziwnych stworzeń, a jeszcze inni zafascynowani są fabułą pełną wyobraźni. Gatunek ten moim zdaniem sam w sobie jest bardzo ciężki, można zgubić się w natłoku zdarzeń i osób, rozbudowane światy czasami skutecznie zniechęcają, zwłaszcza jeśli akcja książki się wlecze. Ja jako marna fanka gatunku, naprawdę nie wiem, jak to się stało, że dzieło Pana Jordana tak bardzo przypadło mi do gustu. To już szósty tom Koła czasu, Triumf chaosu, który przeczytałam z wielką przyjemnością mimo przerażającej objętości.
Tym razem nasz przyjaciel Rand ma nie lada zadania przed sobą. Jak już wiadomo z poprzednich części, Smok Odrodzony musi zjednoczyć wszystkie armie i narody, zanim nadejdzie czas, w którym ostateczna bitwa rozegra losy świata. Problemy bohatera to nie tylko czający się za plecami wrogowie, ale także przyjaciele, za których Rand czuje się odpowiedzialny. Rozłam wśród Aes Sedai, skomplikowany charakter Aielów dokładają swoje trzy grosze, jednak nikt nie wątpi w sukces Smoka. Oczywiście tom szósty nie skupia się tylko na głównym bohaterze, jak zawsze od tomu pierwszego przyjaciele Randa także odgrywają tutaj znaczące role. Ponad 1200 stron tej części zabierze Was ponownie do świata magii, niebezpieczeństwa, brutalności oraz lojalnej przyjaźni.
Z reguły wszystkie tomy rozkręcają się bardzo wolno. Autor raczy nas całą masą opisów, które mogą zniechęcać, ale na dłuższą metę naprawdę są bardzo wartościowe. Z całą pewnością Triumf chaosu to tom, który doprowadza jego bohaterów, do stanu zapaści nerwowej co przyczynia się do wielu zwrotów akcji w najmniej spodziewanych momentach, a te czytelnicy kochają najbardziej. Najbardziej humorystyczne sytuacje to te, kiedy mężczyźni nie rozumieją postępowania i toku myślenia kobiet i odwrotnie, co jest już chyba archetypem. Najbardziej podobają mi się wewnętrzne dialogi bohaterów, które toczą się w ich głowach, stawiając różne pytania, oraz często nie przynosząc jednoznacznych odpowiedzi. Przygoda cały czas trwa, a tom szósty nie przynosi rozwiązania wielu tajemnic i zagadek.
Jestem pod wielkim wrażeniem Pana Jordana, że nie dość, iż stworzył serię składającą się z tylu części, to na dodatek każda z nich jest tak obszerna. Myślę, że jest to wspaniały zabieg, bo mnogość samych opisów, a także stanów emocjonalnych bohaterów sprawiają, że można lepiej zapoznać się nie tylko z przedstawionymi wątkami, ale także zgłębić psychologię postaci. Jasne, że bywa to męczące zwłaszcza kiedy dzieje się jakaś super akcja, a Autor wkracza z rozwlekłymi opisami, ale ostatecznie jest to naprawdę duży plus tej serii. Zauważam ostatnio, że książka nie jest tak popularna jak serial, który moim zdaniem jest tragiczny. Przez to cały cykl traci na wartości, ponieważ ludzie, którzy oglądają odcinki, nie są już zainteresowani publikacją, a szkoda. Moim zdaniem serial ubliża książce, więc zachęcam, aby najpierw przeczytać wszystkie części.
Przede mną kolejne przygody Smoka Odrodzonego. Jestem niezwykle ciekawa, jak zakończy się cały cykl. Nie sądziłam, że spodoba mi się tak bardzo rozbudowana seria fantasy, ale cieszę się, że poznałam tę publikację Pana Jordana.