Wampiry, wilkołaki, wróżki, demony, anioły... Z wizją fantastycznego świata wg Cassandry Clare miałem już okazję się spotkać, czytając Miasto kości, czyli pierwszy tom serii Dary Anioła. Książka ta bardzo mnie zaskoczyła - została napisana w czasach wielkiego szału, kiedy to powieść dla młodzieży bez istot pijących ludzką krew bądź przemieniających się podczas pełni księżyca w wilki nie było mowy. Mimo to była inna. Bardziej brutalna, ciekawsza i zabawniejsza. Paranormal love story odeszło na dalszy plan, a na przód wyforsowała się walka z demonami i rozwikływanie mrocznych tajemnic. Za to polubiłem Clare. Oczywistą rzeczą było więc, zwłaszcza gdy pojawiło się nowe wydanie, że po kontynuację też sięgnę. I tak zrobiłem, przeczytałem Miasto popiołów. A teraz? Teraz to sam nie wiem, czy naprawdę jest to coś lepszego od zwykłych romansów paranormalnych, czy po prostu to samo, jedna seria więcej do kanonu.
"Wcale nie trzeba szukać niebezpieczeństwa, ono samo cię znajdzie".
Życie Clary Fray już nigdy nie będzie wyglądało tak jak dawniej. Straciła dom, jej matka zapadła w śpiączkę. Poznała także wielką tajemnicę, skrywaną od dawna przed ludźmi - Przyziemnymi. Wilkołaki, wampiry, wróżki, demony, anioły... Wszystkie te stworzenia istnieją. Natomiast ona sama ma w sobie krew Nocnych Łowców, którzy strzegą porządku w świecie Podziemnych i walczą z demonami. Stopniowo odkrywa również rodzinne tajemnice oraz próbuje przystosować się do życia w nowym, zdecydowanie mniej bezpiecznym otoczeniu. Musi to zrobić, już nic nie jest bowiem takie, jak wcześniej...
Początek serii Dary Anioła - Miasto kości - był dobry, wręcz bardzo dobry. Podobał mi się świat przedstawiony, postaci, pomysł na fabułę i styl pisania autorki. Miałem nadzieję, że w kontynuacji wszystkie te zalety się powtórzą i czas spędzony na lekturze będzie równie udany co poprzednio. Jednak Miasto popiołów okazało się książką nieco przeciętną, nawet odrobinę słabą. Cassandra Clare wkroczyła na złą ścieżkę, bowiem głupie i puste nastoletnie love story zaczęło przodować i spychać w dal inne wątki. Tekstów w stylu "Oh, gdy tylko na niego patrzę, robi mi się słabo, ale nie możemy być razem. Oh, jaka ta miłość trudna. Ale przecież wiem co do niego czuję, to jest silniejsze ode mnie... Ale co na to powie Simon, przecież jego też kocham, a on kocha mnie!" nie mogłem zdzierżyć, a ku mojemu ubolewaniu, im bliżej końca, tym było ich więcej. I może gdyby tych miłosnych rozważań było nieco mniej, walki trochę więcej, a Clary ogarnęła się i wreszcie wybrała swego Romea - od razu, nie po 400 stronach książki, to przeczytałbym całą historię z o wiele większą przyjemnością. Finalnie jednak jest jak jest, czyli mdle i trochę nudno.
A skoro już poruszyłem temat Clary i jej irytujących rozważań - nie była osamotniona, równie rozdarty emocjonalnie był Jace, podobno jej brat, ale kto ich tam wie, skoro na każdym kroku chcą się rzucić sobie w objęcia i zaślinić na śmierć. Cóż, to się chyba nazywa oryginalny wątek miłosny. Nie umiem określić mojego stosunku do tej całej maskarady, bo pomijając jej lekko niezdrowy aspekt, jest to całkiem dobre urozmaicenie. Szkoda tylko, że wszędzie go pełno, bo przez to mniej było scen walk z potworami lub różnych utarczek w Podziemnym Świecie. Czasem miałem wrażenie, że takie fragmenty - jak np. ten kończący książkę, na statku - są pomijane, mocno skrócone, a ich epickość nie w pełni oddana. W takich momentach czułem się lekko rozczarowany, bo chciałem dużej dawki walki, krwi i emocji, a często byłem po prostu zbywany i na pierwszy plan znowu wychodziła skomplikowana relacja pomiędzy Clary, Jace'm i Simonem. Chociaż nie mogę zarzucać Miastu popiołów braku akcji, bo było takowej całkiem sporo, nawet więcej niż w pierwszej części, ale ciągle miałem wrażenie, że jest ona mocno spłycona, spychana w kąt. I tak naprawdę to jest właśnie pięta Achillesa tej książki, bo oprócz kilku mniejszych mankamentów, ten element doskwierał mi najbardziej i przyczynił się do nieco niskiej oceny powieści.
I chciałbym napisać, że był jedyny, niestety jednak nie. Rozczarowało mnie również zakończenie - do bólu przewidywalne i stworzone bez wyobraźni. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego własnie tak skończyła się cała historia - tak, jakby Cassandry Clare nie było stać na coś lepszego i bardziej zaskakującego. Mam nadzieję, że część trzecia Darów Anioła nie będzie taka sama jak druga, a na to właśnie się zapowiada - przynajmniej jeśli chodzi o wątek z Valentine'm. Oby tak nie było, niech pisarka mnie nie zawiedzie. No i niech w końcu rozpocznie się prawdziwa walka, gdzie nie ma miejsca na ckliwe i bezsensowne romanse, a jest pełno wartkiej akcji i ekscytujących zwrotów fabuły!
"- [...] Każdy z nas ma wybór. Nikt nie ma prawa nam go odebrać. Nawet z miłości.
- Ale właśnie o to chodzi. Kiedy kogoś kochasz, nie masz wyboru. [...] Miłość odbiera ci możliwość wyboru".
Nie mam pojęcia jak podsumować Miasto popiołów. Bo w gruncie rzeczy czytało mi się dobrze, akcji trochę było, szkoda jednak, że ster tak często przejmowały nastoletnie rozterki miłosne, a cała reszta została spłycona i nieco odsunięta w cień. Jeśli czytaliście Miasto kości i podobało Wam się - po tom drugi także możecie sięgnąć. Jeśli jednak już początek Darów Anioła był średni i się nie podobał, to nie widzę sensu w dalszym kontynuowaniu lektury, bo część następna nie dorównuje swojej poprzedniczce.
Rafał Szwajkowski
http://ksiazkowo-wg-rafala.blogspot.com/