„Opowieści o umarłych można było ignorować – niektórzy w nie wierzyli, inni nie za bardzo – jednak nic na świecie nie straszyło równie sprawnie, co ludzie, szczególnie ci skrzywieni psychicznie.”
Muszę przyznać, że to była pierwsza książka, którą czytałam w wersji elektronicznej. Chyba zaczynam się przekonywać do ebooków. Chociaż może to zasługa samego „Klucznika”? Bo tą pozycję czytało się naprawdę dobrze, pomimo tego, że lektura pierwszej części, czyli „Czerwonego lodu”, dopiero przede mną. Można, więc czytać tę książkę nie znając wcześniejszych przygód Szadego. Wątek kryminalny jest zupełnie odrębną historią. Chwilami nie do końca wiedziałam, co się działo w życiu prywatnym głównego bohatera. Jednak po przeczytaniu kilku kolejnych stron wszystko stawało się jasne.
„Klucznik” rozpoczyna się w atmosferze tajemnicy. Filip opowiada historię lasu w którym przebywają. Prawdopodobnie skłania on ludzi do popełnienia samobójstw. Nazywa go polskim Aokigahara, czyli lasem owianym złą sławą ze względu na popularność wśród samobójców. Ten motyw powraca w książce wielokrotnie.
Sprawa Klucznika zaczyna się znalezieniem zwłok wysportowanego mężczyzny, potem pojawiają się kolejne ofiary. Co je wszystkie łączy? Czy mają wspólną przeszłość? Czy miały jakąś tajemnicę? Czy w ogóle się znały? Te pytania nurtowały mnie do samego końca. Dopóki nie poznałam odpowiedzi, nie mogłam oderwać się od lektury.
Miejsca zbrodni są przedstawione bardzo realistycznie, a nawet dość brutalnie. Nie ma tu miejsca na półprawdę. Opisy są tak sugestywne, że niemal można poczuć smród rozkładającego się ciała.
„To, co pokazywali w CSI, to ściema. Człowieka nie dało się powalić tak łatwo.”
Modus operandi mordercy przypomina zbrodnie z lat osiemdziesiątych. Czy to możliwe, żeby dawny Klucznik powrócił? A może znalazł naśladowcę? Czy mordercą mógłby być jeden z policjantów? A może to tylko zbiegi okoliczności? Małgorzata Radtke bardzo sprytnie podsuwa nowe tropy, wskazuje kolejnych podejrzanych. Manipuluje czytelnikiem, aby ten zwątpił w swoje przypuszczenia. Pomimo tego, że domyślałam się kim jest tytułowy Klucznik, autorka wodziła mnie za nos i zmieniałam zdanie.
„Cokolwiek osiągnę albo spieprzę, będzie moją odpowiedzialnością. Nie potrzebuję pleców (…). Nie lubię tego. Mam swoje zasady.”
„Klucznik” został napisany z perspektywy Szadego, który nie ma lekko. W pracy zajmuje się trudną do rozwikłania sprawą seryjnych morderstw. Do tego niedoszły pasierb sprawia coraz więcej problemów. Wpadł w nieciekawe towarzystwo i przez to bardzo często kończy w areszcie. Małgorzata Radtke zwraca uwagę na wiele aktualnych problemów – młodzieńczy bunt, rolę pochodzenia w ocenie samego siebie, wpływu rozstania bliskich osób na psychikę młodej osoby. Zauważa, że dla młodych ludzi bardzo ważne jest wsparcie rodziców lub najbliższych.
„Byłem wściekły, choć nie wiedziałem na kogo. Na siebie, dzieciaka, czy Alicję? Kto zawinił? A może nikt nie ponosi odpowiedzialności, a przebiegły los płatał nam figle?”
Podczas lektury warto zwrócić uwagę na przemianę, jaka zachodzi w Szadym. Poznajemy go, jako policjanta, który szanuje zasady, nie łamie reguł. Później, pod wpływem różnych wydarzeń i konieczności zachowania się w określony sposób, zaczyna ignorować przepisy. W konsekwencji musi ukrywać się przed policją. Jest bardzo odważny, niejednokrotnie łamie prawo, co paradoksalnie czyni go bardziej skutecznym. W obronie bliskich jest zdolny do czynów wręcz niewyobrażalnych. Momentami czytelnik może poczuć towarzyszące Szademu napięcie, czy wyrzuty adrenaliny podczas akcji.
Autorka przedstawia typowo samczy świat, świetnie oddaje męskie rozmowy, ich powiedzenia, myślenie. Ukazuje relację kumpli, zażyłość, zaufanie i chęć wzajemnej pomocy bez względu na ryzyko i możliwe konsekwencje. Będąc kobietą nie jest łatwo tak autentycznie odtworzyć tych zachowan. Użycie potocznego słownictwa czyni historię bardziej wiarygodną. Czytelnik może odnieść wrażenie, ze przygląda się opisanym scenom, stoi obok Szadego i mu się przysłuchuje. Przedstawia także typowy dla mężczyzn sposób rozładowywania emocji – sparing i okładanie się pięściami. I tu mogę się przyczepić skłonności do bójek Szadego i jego kumpli. Było tego trochę za dużo. Czasami zachowywali się, jak stwierdził Błona, niczym duże dzieci z odznakami.
W końcowej części autorka wprowadza retrospekcje, dzięki czemu przed czytelnikiem zostają stopniowo odkryte wszystkie tajemnice. Książka kończy się w taki sposób, że już z niecierpliwością czekam na kolejną część serii o Szadym. Ciekawi mnie czy przyjmie on propozycję Cichego? Czy sprawdzą się przypuszczenia agenta? I kim tak właściwie jest Kornelia?