Dwaj bracia zaklęci w tygrysy i zwyczajna nastolatka z Oregonu to przepis na międzynarodowy bestseller, za którym szaleją tłumy czytelników na całym świecie. Colleen Houck, autorka, która stoi za tym tygrysim fenomenem, wiedziała, co robi, wrzucając Kelsey Heyes w baśniowy świat indyjskich książąt, Rena i Kishana. Każda szanująca się nastolatka dałaby się pokroić w zamian za podobną przygodę, więc można powiedzieć, że Houck szczęśliwie natrafiła na żyłę złota, bowiem pomysł się przyjął, Rena i Kishana pokochały nastolatki, a ja, choć stara i poważna, szaleję za Tygrysami równie mocno, co one.
To już czwarty tom fenomenalnej tygrysiej sagi, zatytułowany - jakże wymownie - "Przeznaczenie". Jak sama nazwa wskazuje, dochodzimy do takiego momentu historii, w którym dopełnić się ma los zaklętych w wielkie koty książąt oraz niepozornej, ale za to bardzo odważnej, Kelsey. Już sama tego świadomość sprawiła, że do lektury podeszłam z ogromnym podekscytowaniem. I choć różnie mi się układało z odbiorem poprzednich części sagi, tym razem w trakcie czytania "Przeznaczenia" przepełniała mnie jedynie czysta radość z powodu tego, że znów spotykam moich ukochanych bohaterów i znów mogę obserwować ich nieprzeciętne przygody.
Colleen Houck jak zwykle stanęła na wysokości zadania pod względem kreacji świata. Po raz kolejny mamy okazję zagłębić się w indyjskie wierzenia, legendy i podania, a oczami wyobraźni możemy zwiedzić i podziwiać ten egzotyczny kraj. Abstrahując od nieco dziwacznych istot zamieszkujących niektóre lokacje, doceniam wkład, jaki Houck włożyła w wykreowanie świata realnego i nadnaturalnego. Jej ciężka praca sprawiła, że książka przepełniona jest indyjskim czarem i nie sposób się od niej oderwać.
Tym razem w powieści sporo się dzieje. To przecież finałowe starcie z Lokeshem i ostatnia już próba przed złamaniem klątwy. Fabuła pełna jest akcji, walk i zagadek, czytelnik nie nudzi się ani razu w trakcie lektury. Wiele tajemnic z poprzednich części odnajduje wreszcie światło dzienne, co z jednej strony cieszy, a z drugiej wzmaga poczucie, że to już prawie koniec i że w piątym tomie nic już nie będzie takie samo. Szczerze mówiąc, po zakończeniu "Przeznaczenia" nie mam najmniejszego pojęcia, co też autorka chce nam przekazać w kolejnej, definitywnie ostatniej części tygrysiej sagi. Dramat pod koniec książki, który notabene wycisnął ze mnie potok łez, sugerowałby nudną opowieść z cyklu "co było potem", ale jestem pewna, że Houck czymś nas jednak zaskoczy. Poza tym nie do końca wierzę w to, by tak miałaby się skończyć historia jednego z braci. Nie powiem którego, nie powiem też jak skończyło się "Przeznaczenie", niemniej jednak zapewniam Was, że jest dramatycznie i megawzruszająco, a ostatnie rozdziały w przeważającej mierze spełniły moje oczekiwania. Miałabym może kilka uwag, ale nie jest to odpowiednia pora, by się z Wami nimi dzielić, skoro lektura wciąż przed Wami. Jakiekolwiek by one nie były, gwarantuję Wam, że powieść jest wspaniała.
Drobną rysą na tej książce jest mocno naciągany wątek trójkąta miłosnego Ren-Kelsey-Kishan. Momentami jest on tak męczący i niepotrzebny, że modliłam się w duchu, by w końcu się zakończył, oczywiście zgodnie z moimi oczekiwaniami. O ile rozumiem motywy braci Rajaram, o tyle nie potrafię rozgryźć, dlaczego Kells tak strasznie się miota i nie potrafi wybrać między jednym a drugiem. Za bardzo przypomina mi to dwie wampirze serie, ale przecież Colleen Houck nigdy nie ukrywała, że pisząc tę sagę, wzorowała się na "Zmierzchu", więc na ścisłość jestem w stanie przymknąć na to oko.
Co tu dużo ukrywać? Totalnie zakochałam się w tej historii, podziwiając talent pisarski Houck, przemierzając wzdłuż i wszerz magiczne Indie w poszukiwaniu darów dla Durgi i wciąż mocno kibicując cudownemu Renowi, który niezaprzeczalnie jest idealnym księciem ever. Wybaczcie mi ten kolokwialny ton - to nie moja wina, że wczoraj skończyłam czytać "Przeznaczenie", a dziś wciąż jestem mocno podekscytowana lekturą, Renem, zakończeniem, tym, że Colleen Houck w końcu nauczyła się pisać... Ta książka to miód na moje serce i nie byłabym sobą, gdybym nie była zachwycona tym tomem. Przeszedł on moje najśmielsze oczekiwania i choć skończył się przewidywalnie (w końcu to paranormal!), to i tak spodobał mi się do tego stopnia, że spokojnie mogę go obwołać jedną z moich ulubionych książek tego półrocza.
Głupio by było, gdybym po tylu zachwytach powiedziała, że książki nie polecam, prawda? No więc obwieszczam wszem i wobec, że "Klątwa tygrysa. Przeznaczenie" to świetny romans paranormalny, znacząco odbiegający od poprzednich, czasami takich sobie tomów, który polecam absolutnie każdemu, kto lubi takie klimaty. Dla fanów tygrysiej sagi pozycja obowiązkowa! A więc, moi drodzy, marsz do księgarni po świeżutką książkę Colleen Houck, bo nie ma sensu tracić czasu, gdy tak dobra powieść leży na półkach i się marnuje. Życzę Wam miłej lektury - wiem, że ten tom pozytywnie Was zaskoczy. Polecam!
Ocena: 6/6