Bycie aniołem jest... no cóż, przechlapane. Nie dość, że Boga gdzieś wcięło i nikt nie wie gdzie, więc to na aniołów spadło utrzymanie jako takiego porządku na świecie, to jeszcze krępują ich głupie ograniczenia, które nałożył na nich stwórca zanim wyjechał na te swoje absurdalnie długie wakacje. Aniołowie natykają się na nie na każdym kroku, a najgorsze, że tych dawnych zakazów nie da się złamać, choć często jest to konieczne by rozwiązać problem. Wtedy do akcji wkracza on. Loki. Tak, ten Loki, nordycki bóg oszustwa. Jego nie krępuje nic. Za odpowiednią zapłatę wykona każde zadanie i nawet nie zadrży mu powieka, gdy wokół będą sikały fontanny krwi. A rozwiązywanie problemów niebios zaskakująco często właśnie tego wymaga...
Zacznijmy od początku. Pierwszy tom cyklu "Kłamca" to kilka opowiadań, które wiąże za sobą jedynie postać Lokiego. Jest to fajny wstęp do serii - jedno z opowiadań to historia o początkach współpracy Kłamcy z aniołami, co daje nam pewien punkt zaczepienia. Wiemy już kto, gdzie, jak i dlaczego - uzbrojeni w tę wiedzę możemy lepiej zrozumieć resztę opowiadań. Część z nich jest króciutka, na kilka lub kilkanaście stron, są jednak również długie na stron 50. Co ciekawe, bardziej do gustu przypadły mi te krótsze, bardzo mi się podobało jak na zaledwie kilku stronach Pan Ćwiek potrafił wyczarować historię, bohaterów, nastrój, suspens a nawet zwroty akcji. Niemniej przyjemnie czytało się wszystkie opowiadania - są napisane lekko, z wyraźnym humorem, a cały zbiór ma niewiele ponad 200 stron, więc przeczytanie go w jedno popołudnie to nic trudnego.
Mam jeden problem z "Kłamcą" i jest nim sam Kłamca. Ja wiem, że to debiut, początki Lokiego jako bohatera, luźne historyjki pisane pewnie głównie dla rozrywki, ale zabrakło mi tutaj charakteru. Owszem, Loki jest bezwzględny, trochę beztroski, brak mu szacunku do zasad, ale jest w tym wszystkim jakaś bezbarwność. Nie wyróżniał mi się na tle innych postaci, nie miał tego czegoś, pazura, którego spodziewałam się po takiej postaci. Nie wiem jak to określić... To powinna być postać, której pojawieniu się będą towarzyszyć efekty pirotechniczne niczym na koncercie Rammsteina, która przeleci wszystkie babki, zastrzeli wszystkich facetów, a na koniec wsiądzie na wypasiony motocykl i odjedzie ku zachodowi słońca przy dźwiękach "Riders of the Storm". To powinna być taka postać. Chuck Norris na sterydach. A wyszedł może i Chuck Norris, ale chyba wykastrowany.
Nie zrozumcie mnie źle. Loki jest super postacią i bardzo go polubiłam. Po prostu chciałabym, żeby był... bardziej. To samo mogę powiedzieć o pozostałych bohaterach. Z naprawdę dobrych stron, bardzo podobał mi się dyskretny humor, z jakim napisany jest ten zbiór opowiadań. Nie ma tutaj miejsc, w których czytelnik parska śmiechem, ale cały czas gdzieś między wersami czai się bardzo przyjemny sarkazm i kpina. Warsztat pisarski autora może nie jest wybitny, ale porządny z całą pewnością i nie przeszkadza w lekturze. Opowiadania są interesujące i szybko budzą ciekawość. Jednym słowem fajerwerków nie ma, ale jest przyzwoicie. Biorąc pod uwagę, że jest to debiut, jestem skłonna wybaczyć ten brak fajerwerków. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach autor się rozkręci i owe fajerwerki dostaniemy.
Spędziłam z pierwszym tomem "Kłamcy" bardzo przyjemne popołudnie i mam ochotę na więcej. To fajna lektura na relaks po ciężkim dniu w pracy, która zabawi i pozwoli oderwać się od stresów codzienności. To także doskonała ciekawostka dla osób interesujących się wierzeniami i mitologiami świata - pojawia się tu sporo postaci z różnych stron świata i różnych epok. Na razie niczym szczególnym "Kłamca" się nie wyróżnia, jednak jest tutaj wyraźny potencjał i mam szczerą nadzieję, że zostanie on dobrze wykorzystany w kolejnych tomach. Zachęcam wielbicieli gatunku do zapoznania się z tą pozycją.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl