Piekło żyjących nie jest tym, co nastanie. Ono już jest. Tutaj, z nami, zamknięte w domach, pielęgnowane w sobie. Piekło tworzymy przebywając razem. I – jak to w życiu bywa – mamy dwa sposoby na ból, jaki powstaje. Albo zaakceptować zło i stać się jego częścią. Najprostszy, bo nie wymaga ani wizyty u psychiatry, ani recept, które wstyd zrealizować. Drugi jest znacznie trudniejszy, bo zmusza do ciągłej koncentracji. To nauka rozpoznawania kto i co pośród tego piekła piekłem nie jest. A jaki sposób wybrała autorka, Agata Orzechowska?
Po lekturze „Tuż obok” można śmiało powiedzieć – żaden z powyższych. Poszła trzecią drogą tworząc w owym piekle codzienności wyrwy, czarne doły i pułapki. Ludzie, jak elementy całości, przemieszczają się, zmieniają postrzeganie i samych siebie. Chowają urazy, szukają zemsty, a fałszywe maski codzienności ubierają, jak wyprasowaną marynarkę rano do pracy. Dwoistość bohaterów razi, a w opowiadaniach Orzechowskiej wręcz zmusza do zamknięcia oczu. Ludzie jak chorągiewki, reagują na wszystko i wszystkich, poddają się chwili, nie mają własnych zdań, kalkulują własne korzyści. I zawsze ta przebijająca wszystko - satysfakcja rewanżu, a co za tym idzie? Wyrównanie rachunków, bo wszystko musi mieć równowagę, a tej tak często brak u ludzi.
Agata Orzechowska wyciąga swoich bohaterów z piekła i ustawia poza nim. „Patrzcie, to wy” - mówi cicho, lecz oni nie wierzą. Ufają, że to projekcja z nimi w roli głównej. A projekcję filmów trzeba powtarzać, maglować do znudzenia, ale wszystko kołem się toczy. Co było kiedyś po latach nie stygnie. Wypływa jak błoto ponad wodę. Precyzyjnie opisany ekshibicjonizm bohaterów, któremu wręcz hołdują, staje się przez wielu nieakceptowany. Czytasz opowiadania Orzechowskiej i oniemiały siedzisz i milczysz. Brakuje ci słów. Dostajesz obuchem w głowę. Już od pierwszych stron czujesz puchnący w sobie ból i gorycz. I nie są to emocje postaci, o których czytasz, lecz – twoje. Trzęsą ci się dłonie, słone łzy kapią na trzymaną książkę, gorycz rozsadza gardło, a gniew w tobie, jak kamień, osiada w podbrzuszu i rozrasta się niczym bluszcz.
Czytasz o ludziach. O sobie. O tych, których postrzegasz w roli aktorów, bo trudno ci zaakceptować prawdę, że tacy ludzie obcują z tobą. Są tuż obok. Znasz ich. I to jest straszne i okropne jednocześnie...
Agata Orzechowska wyciąga brudy na wierzch, podczas gdy zamiata się je pod dywan. Stąd dewiacje i skrzywienia. Stąd deformacje myśli i psychiki. A wszystko, co tłumione lekami i zamykane pod własnym dachem kiedyś musi znaleźć ujście. Czytasz i nie możesz uwierzyć w historie ludzkie, jakie rysują ci się pod powiekami. Czytasz oniemiały i nawet jeśli boisz się bohaterów i tego, co w sobie noszą, to czytasz dalej. Jakiś magnetyzm sprawia, że otępiały tkwisz z książką, do końca. A potem? A potem w ciszy ją odkładasz, dotykasz, muskasz palcami. Zamykasz oczy. Słuchasz bicia płaczącego serca.
I następuje cisza.
Urazy, traumy. I chęć rewanżu, zemsty. Rozrachunku...
By wyszło na moje... By było, jak ja chcę...
dziękuję @psychoskok