Książka Małgorzaty Kochanowicz, to kolejny retro kryminał na polskim rynku wydawniczym. Niby nie ocenia się książki po okładce, ale gdyby nie ona, z pewnością nie sięgnęłabym po tę książkę. Skoro jednak już znalazła się na mojej półce, miałam wolny wieczór, to dlaczego jej nie przeczytać. Specjalnie dla was relacja z sześciogodzinnego romansu z Poszukiwaną.
Akcja książki rozgrywa się w XX wiecznym Krakowie, główny bohater – prywatny detektyw tamtych czasów, Witold Korczyński dostaje dość typowe zlecenie, ma odnaleźć zaginioną żonę wpływowego przedsiębiorcy i filantropa Stanisława Wereszyńskiego. Od samego początku detektywowi coś nie podoba się w tej sprawie, choćby fakt, że zleceniodawca nie zaproponował mu współpracy, lecz zmusił do niej. Sprawa początkowo wydaje się prosta, choć główny zainteresowany nie pała chęcią współpracy, jednak po pewnym czasie okazuje się, że ktoś nie chce, by odnaleziono Annę Wereszyńską. Giną informatorzy, niektórzy nie chcą współpracować i starają się pokrzyżować plany Korczyńskiego...
Początkowo książka zapowiadała się naprawdę nieźle (nie mam w zwyczaju czytać okładek, które starają się naszkicować fabułę, preferuję niespodzianki), pierwszy rozdział otwierało odnalezienie wyrzuconego przez rzekę ciała zamordowanego chłopca i byłam przekonana, że to właśnie ta sprawa będzie opisana, jakże bardzo się myliłam. Prawda, wszystko zostało wyjaśnione. Ba! Nawet okazało się, że pomiędzy tymi dwiema sprawami istnieje powiązanie.
Miałam nadzieję na coś innego, marzyła mi się klimatyczna książka, nieco mroczna pozwalająca odczuć dreszczyk emocji i nawet jeśli chwilami coś jakby kuło mnie w nieokreślony punkt na moim ciele, to nie mogę szczerze powiedzieć, że akcja mnie porwała. Czasami niestety odrobinę stawała w miejscu, co mocno psuło zabawę. Muszę jeszcze wspomnieć o nieszczęsnych literówkach, nie było ich dużo, ale zdarzało się, że jedno zdanie czytałam kilka razy, by zrozumieć o co w nim chodzi. Pojawił się też niestety jeden błąd merytoryczny (to chyba właściwe określenie), mianowicie podczas konwersacji z jedną z postaci, główny bohater wspominał inną rozmowę, niestety doszło do małej pomyłki, ponieważ przemyślenia Korczyńskiego odwoływały się do niewłaściwej postaci.
Jednak oceniam tę książkę na plus, zwłaszcza za kreację głównego bohatera, jest postacią bardzo wyrazistą i nietuzinkową, muszę przyznać, że to właśnie on zatrzymał mnie przy lekturze. Jeśli macie wolny wieczór, który chcielibyście spędzić w całkiem przyjaznej atmosferze Krakowa sprzed ponad stu lat, to serdecznie zapraszam.