"Kiedy słońce nie wschodzi" to druga książka Aly Martinez, którą w tym roku miałam okazję przeczytać. Po zapoznaniu się z więcej niż jedną jej publikacją mogę śmiało stwierdzić, że autorka lubi kończyć swoje książki z przytupem, zostawiając czytelnika z niemałym mętlikiem w głowie, przez co oczekiwanie na kolejne tłumaczenia staje się niesamowicie emocjonujące.
W pierwszym tomie serii "The Darkest Sunrise" poznajemy historię doktor Charlotte Mills, która przeżyła niewyobrażalną tragedię. Pewnego dnia, gdy przebywając w parku, rzuciła się na pomoc innemu dziecku, jej własne zostało porwane. Od momentu zniknięcia Lucasa minęło już dziesięć lat, ale od tamtej chwili Charlotte nie jest w stanie wyrwać się z objęć ciemności. Mimo upływu czasu kobieta w dalszym ciągu przeżywa tamten dzień i aby bardziej nie pogrążać się w swojej żałobie, unika leczenia dzieci, a także spotykania się z kimkolwiek, kto ma potomstwo.
Jednak pewnego dnia na jej drodze staje Porter Reese. Mężczyzna z równie wielkim bagażem złych doświadczeń, który po śmierci żony samotnie wychowuje dwoje dzieci, jednocześnie prowadząc rodzinny biznes. Porter podobnie jak Charlotte żyje w mroku, jednak w przeciwieństwie do niej, ma nadzieję na lepsze jutro. Jego syn ma problemy z układem oddechowym, dlatego mężczyzna zrobi wszystko, żeby najlepszy pulmonolog w okolicy zajął się jego przypadkiem. Czy mimo traumy Charlotte zgodzi się pomóc jego synowi? Czy między Porterem a Charlotte dojdzie do czegoś więcej? Czy po latach udręki kobieta wreszcie zazna odrobiny szczęścia? Odpowiedzi na te pytania odnajdziecie, sięgając po książkę "Kiedy słońce nie wschodzi".
Muszę przyznać, że jest to kolejna książka autorki, która zdecydowanie przypadła mi do gustu. Autorka stworzyła romans inny niż wszystkie. Połączyła dwoje zniszczonych przez los ludzi, którzy mieli na siebie niebywale terapeutyczny wpływ. I chociaż jestem zdecydowanie fanką powolnego rozwoju relacji między bohaterami, w tej konkretnej publikacji wcale nie przeszkadzało mi, że relacja między Charlotte a Porterem rozwinęła się bardzo szybko. Wręcz uważam, że wyszło to bardzo naturalnie i autentycznie.
Nie da się ukryć, że opisana w "Kiedy słońce nie wschodzi" historia jest bardzo przejmująca. Nie jestem matką, ale mogę sobie wyobrazić, co czuła Charlotte, gdy straciła swojego synka. Dlatego nie dziwię się, że od tamtej chwili trwała w zawieszeniu. Pojawienie się w jej życiu Portera sprawiło, że wybudziła się z marazmu i zaczęła otwierać się na nowe. Jednak nie myślcie sobie, że od tego momentu jej codzienna egzystencja zaczęła przypominać sielankę. Nie. Było widać poprawę, ale o całkowicie normalnym życiu nie mogło być mowy.
Przy końcówce książki autorka postanowiła nieco zaskoczyć czytelnika, podając na tacy rozwiązanie jednej z niewiadomych, które przeplatały się przez całą historię. I chociaż pewnie część osób, podobnie jak ja, przewidziało to rozwiązanie, to ten fakt zupełnie nie miał wpływu na moją końcową ocenę tej publikacji, ponieważ dzięki temu jeszcze bardziej zapragnęłam przeczytać kolejny tom.
Dlatego, jeżeli lubicie historie, które nie kończą się na jednym tomie, a dodatkowo urywają się na nieoczekiwanym zwrocie akcji i nie mieliście jeszcze okazji zapoznać się z twórczością Aly Martinez, serdecznie Was do tego zachęcam.