Tą książkę skończyłam czytać przed kilkunastoma minutami a wciąż na policzkach czuję ciepło łez, które wylałam podczas lektury. A było ich naprawdę dużo, bo powieść ta jest naprawdę bardzo piękna i wzruszająca... Nie sposób zapanować nad emocjami, gdy czyta się tak poruszającą historię młodej kobiety. Tym bardziej, gdy los niestety nigdy jej nie rozpieszczał. A już szczególnie podczas ostatnich kilku miesięcy, w których Hannah straciła wszystko co kochała i o czym marzyła całe swoje życie.
Jak więc już z pewnością się domyślacie nie jest to żadna beztroska komedia, za którymi tak przepadam. Tym razem poznamy historię dziewczyny, która wraz z rodziną należy do społeczności amiszów. Jest to wspólnota protestancka rządząca się pewnymi bardzo surowymi prawami. Amiszowie kierują się pewnymi zasadami, które dla nas są w większość przypadków nie tylko dziwne, ale wręcz niedopuszczalne. I nie mam w tym przypadku na myśli ich stronienia od wszelkiego rodzaju udogodnień techniki czy ograniczeń związanych z edukacją dzieci. Najbardziej co mnie w ich zachowaniu zaskoczyło to światopogląd, który niestety w tym przypadku bardzo skrzywdził tę niewinną młodą kobietę.
Hannah to bardzo grzeczna i ułożona dziewczyna. Całe swoje życie nigdy nie naraziła na szwank swojej reputacji lub swojej rodziny. Pracowała pilnie i bardzo sumiennie, starała się zawsze postępować uczciwie i zgodnie z zasadami, które wpoili jej rodzice. I choć jej serce aż się rwało do nowości - zawsze postępowała tak jak należy. Przyszedł jednak moment, w którym się zakochała i to z wzajemnością. Niestety jej wybranek pochodził z innej nieco bardziej uwspółcześnionej grupy społecznej - menonitów. Tym czasem amisze nie uznawali małżeństw z osobami z poza wspólnoty, Jednak nasi zakochani nie tracili wary. Paul postanowił, że gdy tylko ukończy naukę rozpocznie pracę u ojca Hannah i tak zdobędzie nie tylko jego zaufanie, ale również prawo do poślubienia jego córki. Plan był, chęci także i wszystko byłoby dobrze gdyby nie... tragedia, która dotknęła naszą bohaterkę, wracającą ze spotkania z ukochanym. Hannah została napadnięta i zgwałcona, co bardzo pogmatwało jej plany na przyszłość. I nie dlatego, że dziewczyna niewątpliwie po takim zdarzeniu przeżyła traumę, a jej życie zmieniło się nie do poznania. Myślę, że znacznie większy ból poza tym fizycznym dziewczyna przeżyła patrząc jak do tego wydarzenia odnieśli się jej najbliżsi. Ojciec Hannah postanowił wszystko utrzymać w ukryciu. Zemsta na gwałcicielu była niedopuszczalna, bo według nich - to Bóg karał za przewinienia. A poza tym, rozgłaszając to wydarzenie, dziewczyna miałaby zszarganą reputację i straciłaby szanse na ożenek. Nie liczyła się krzywda córki lecz to co powiedzą inni. Jak zareaguje biskup i inni we wspólnocie. I tak Hannah została sama ze swoim problemem. Jej życie nagle się zmieniło. Dziewczyna z każdym dniem coraz bardziej zamykała się w sobie załamana i zrozpaczona bez perspektyw na przyszłość. Była przerażona, że gdy Paul dowie się co jej się przytrafiło - porzuci ją. A tego by nie zniosła. Oj, chyba się zapędziłam... Może resztę doczytacie już sami??
Powiem Wam szczerze, że ta książka bardzo mnie poruszyła. Oprócz tego, że dzięki niej znacznie więcej dowiedziałam się o społeczności amiszów, to dodatkowo poznałam historię dziewczyny, która przez plotki i niedomówienia przeżyła istny horror nie tylko ze strony obcych jej ludzi, ale także własnej rodziny. Hannah została ukarana za to, że zdarzyła jej się krzywda, za to, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. Została ukarana, za to, że ktoś inny tak bardzo ją skrzywdził... Gdyby nie to, że była amiszką. Gdyby nie ich poglądy na świat, ich zasady i tradycje pewnie wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Ale tak się nie stało, co według mnie jest straszna niesprawiedliwością...
"Kiedy serce płacze" to bardzo wzruszająca książka. Poznamy tu szereg osób, które polubimy od samego początku, przeczytamy o wielkiej miłości, przywiązaniu i ogromnej wierze w Boga. O bezwzględnym posłuszeństwie, przyjaźni i naiwności... Ta powieść kryje w sobie prawdziwe życie, choć tak inne od tego, które znamy. Życie pełne miłości i niesprawiedliwości, pełne wiary i kłamstw. Życie Hannah, dziewczyny tak bardzo skrzywdzonej przez los. Im dalej zagłębiałam się w te lekturę tym bardziej rodził się we mnie bunt przeciw takiej niesprawiedliwości. Nie potrafiłam zrozumieć tych ludzi i ich poglądów. Ich wiary w bezwzględne posłuszeństwo wobec wspólnoty i biskupa. I jednocześnie podziwiałam naszą główną bohaterkę za siłę, zaradność, stanowczość i wiarę. Nie wiem czy potrafiłabym przejść przez to wszystko co ta biedna dziewczyna...
Ta książka niesamowicie wciąga. Przeczytałam ją w zaledwie półtora dnia. Jest to lektura, która daje do myślenia i nakłania do refleksji. Jest to dość smutna opowieść, choć nie brak w niej również miłych, wesołych chwil. Jednak jeśli liczymy na happy end, to tym razem musimy z tym zaczekać. Szkoda, że życie tej młodej kobiety nie ułożyło się lepiej, że nie doczekała się takiego zakończenia o jakim marzyła. Ale nie ukrywam, że szalenie podoba mi się postępowanie Hannah na końcu książki i ściskam mocno kciuki, by teraz jej życie stało się piękniejsze. Już niedługo poznam jej dalsze losy, gdyż powstała kontynuacja tej książki, za którą za chwilkę się zabieram. Obiecuję, że po jej przeczytaniu także podzielę się z Wami swoimi wrażeniami. A teraz gorąco Was namawiam do przeczytania tej powieści. Uważam, że warto.