Kiedy Massimo Vacchetta po raz pierwszy spotkał Ninnę, nie miał (i zupełnie nie mógł mieć) pojęcia, że odwróci ona jego całe życie do góry nogami. Do tej pory zajmował się raczej bydłem, niż niewielkimi stworzeniami i bardziej interesował go jego wygląd zewnętrzny, niż życie w zgodzie ze sobą. Co takiego Massimo ujrzał w 25-gramowym bezbronnym i opuszczonym jeżyku, że od tamtego dnia jego świat już nigdy nie był taki sam?
„25 gramów szczęścia” to było moje zauroczenie od pierwszego wejrzenia. Oczywiście tym, co pierwsze rzuciło mi się w oczy, była cudowna okładka. Bije z niej prostota, ale zdecydowanie przyciąga uwagę, zwłaszcza wielbicieli zwierząt i... jeży. Kiedy przeczytałam opis i dowiedziałam się, że nie jest to powieść, a historia weterynarza, który opiekuje się jeżami, to przyznaję – przez chwilę ogarnęło mnie zwątpienie. Obawiałam się, że nie jest to książka do mnie – lubię te małe zwierzątka, ale czy na tyle, żeby poznawać wszystkie szczegóły opieki nad nimi? Wiadomo, że dużo zależy od stylu i języka autora, ale istniało ryzyko znudzenia się już po kilkunastu stronach. Dzisiaj wiem, że na szczęście moja intuicja po raz kolejny mnie nie zawiodła i coś przyciągało mnie do tej książki jak magnes. Zapewniam Was – już po zapoznaniu się z pierwszą stroną byłam pewna, że nie pożałuję decyzji sięgnięcia po tę historię!
Antonelli Tomaselli udało się coś niewiarygodnego – z wielogodzinnych rozmów z Massimo Vacchettą udało jej się napisać książkę opowiedzianą jakby jego słowami. Podczas czytania często miałam wrażenie, jakbym to właśnie ja rozmawiała z Massimo, a on opowiadał mi swoje niesamowite losy. Przeżywałam jego przygody z jeżami razem z nim i chociaż wcześniej bym się zupełnie tego nie spodziewała, to ta publikacja mocno wpłynęła na moje emocje oraz myśli i doprowadziła do kilku wzruszeń. Moim zdaniem magia książek to właśnie ta moc, która wpływa na nas i nasze uczucia, a w „25 gramach szczęścia” udało mi się to znaleźć. Zupełnie nie mogłam się od niej oderwać!
Ta niewielka objętościowo książka jest w stanie przekazać więcej, niż niejedno kilkusetstronicowe tomiszcze. Jeżeli kochacie zwierzęta, to jest to dla Was pozycja obowiązkowa. Bardzo chciałabym się czegoś doczepić, ale nie potrafię! Jedyne, czego mi brakowało, to zdjęć bohaterów książki, ośrodka prowadzonego przez Massimo czy chociażby obchodów Dnia Jeża. „25 gramów szczęścia” jednak broni się sama, przede wszystkim tym, jak oddziałuje na wyobraźnię i emocje. Cieszę się, że ta historia trafiła do mnie, tak jak pewnego dnia Ninna stanęła na drodze Massimo. Chyba każdy z nas chciałby jak bohater tej książki pewnego dnia odnaleźć swój cel w życiu, któremu mógłby się całkowicie i z miłością poświęcić. Książka ta uczy też doceniać to co mamy, może nawet jak trochę przewartościować swoje życie, a przede wszystkim szanować zwierzęta – także te najmniejsze.