Wielu ludzi marzy o sławie i popularności. Jeśli chodzi o redaktorów gazet, często dążą oni do tego bardziej niż inni. Starają się, aby ich artykuły były oryginalne i zapadające w pamięć. Wtedy na pewno będzie o nich głośno, ale czy w pozytywnym sensie? Chociaż, czy ma to jakieś znaczenie? W końcu “ważne, że mówią, nie ważne jak”...
Charley Webb to trzydziestoletnia dziennikarka, której artykuły w gazecie są dość bulwersujące. Kobieta czuje się dobrze w opisywaniu sposobów na wydepilowanie bikini czy też w krytykowaniu innych ludzi, o których aktualnie jest głośno. To sprawiło, że ceną za popularność są obraźliwe maile od czytelników, a nawet poważne groźby. Jednak czy można oceniać człowieka tylko na podstawie tego, co pisze? Charley tworzy artykuły o tzw. bzdetach, bo to stanowi dla niej przyjemność. W rzeczywistości kobieta ma wiele problemów - samotnie wychowuje dwójkę dzieci, nie ma przyjaciół, a jej rodzina dawno temu się rozpadła. Ale czytelnicy nie mają o tym pojęcia...
Któregoś dnia dziennikarka dostaje list z więzienia. Napisała go kobieta, która czeka na wyrok śmierci za morderstwo trojga dzieci, dla których była opiekunką. W liście prosi Charley o wysłuchanie jej historii i napisanie książki. Jest to nietypowa propozycja, tym bardziej jeśli wziąć pod uwagę tematykę, o której zwykle pisze Charley. Mimo to, po jakimś czasie dziennikarka dochodzi do wniosku, że spróbuje. W ten sposób zaczęła się jej współpraca z więźniarką. Godziny spędzone w zakładzie karnym, próby rozwiązania zagadki morderstwa, a do tego bardzo realne groźby od kogoś, kto próbuje zastraszyć Charley i jej dzieci, nie mówiąc już o niemożliwej do spełnienia chęci połączenia rodziny - czyli wszystko to, z czym ta “radosna” kobieta musi się zmierzyć.
“Każdy ma własną prawdę. Nikt nie chce się uważać za złego człowieka. Wszyscy mamy doskonale wypracowany system oceniania i usprawiedliwiania własnych poczynań.”
Jestem zdania, że opis z okładki lub jakakolwiek recenzja nie będzie w stanie dobrze pokazać, o czym tak naprawdę jest ta książka. To wszystko, co wyżej napisałam to tylko punkt wyjścia. A potem? Potem wszystko diametralnie się zmienia, wręcz staje na głowie. Właśnie to lubię w twórczości Joy Fielding - sam zarys fabuły zachęca do sięgnięcia po powieść, ale należy mieć świadomość, że tak czy siak wydarzenia przyjmą niespodziewany obrót, a zakończenia ciężko będzie się domyślić. Ten “efekt niespodzianki”, który dostajemy na ostatnich stronach dzieła, bardzo podnosi wartość powieści.
Muszę wspomnieć też o głównej bohaterce, Charley, która z pozoru wydaje się pustą lalą przekonaną o tym, że “słońce wschodzi i zachodzi na jej ślicznych ramionkach”, jak to określił pewien oburzony czytelnik gazety. Nic dziwnego, że po czytaniu artykułów o dobieraniu butów i błyszczyku ludziom nasuwają się takie właśnie spostrzeżenia. Rzeczywistość jest jednak inna, a Charley okazuje się bardzo sympatyczną postacią, która od razu daje się polubić. Jest dzielna jako samotna matka, ponad życie kocha swoje dzieci, a z czasem staje się też zdeterminowana do połączenia rodziny, która rozpadła się dawno, dawno temu, gdy jej matka wyjechała z inną kobietą. Niełatwo jest doprowadzić do pogodzenia rodzeństwa i przekonać brata oraz siostry do zaakceptowania skruszonej matki. Charley mimo wszystko próbuje, co na początku staje się tłem akcji kręcącej się wokół niezrównoważonej psychicznie więźniarki. Później jednak wszystkie wydarzenia się ze sobą łączą, a każda postać, z pozoru niewiele wnosząca do powieści, w jakiś sposób łączy się z innymi.
Wartka akcja, logicznie (choć trzeba być czujnym) skomponowana całość, żywiołowi bohaterowie i worek niespodzianek - czyli wszystko to, co serwuje nam Joy Fielding w swojej powieści. Nie można pominąć też faktu, jak bardzo sytuacja rodzinna Charlie oddziałuje na czytelnika, który umacnia się w przekonaniu, że jego bliscy są najważniejsi i powinniśmy próbować żyć z nimi w zgodzie, pomimo wszelkich przeciwności losu.
Książkę gorąco wszystkim polecam!