Dawno nie czytałam takiej książki, jak "Mokosz" Anny Sokalskiej. Spodziewałam się po niej kryminału z klimatami słowiańskimi, dostałam jednak coś znacznie innego, zaskakującego i niejednoznacznego. Historia opowiadana w tej książce zaczyna się od tajemniczej zbrodni, ale potem jest tylko ciekawiej... Prokurator Marian Borys zostaje przysłany do zbadania sprawy śmierci pewnego mężczyzny. Na miejscu zbrodni spotyka jego żonę, tajemniczą Elenę. Kiedy zaczyna grzebać w przeszłości tej kobiety, okazuje się, że nic nie jest takie, jak się wydaje...
"Mokosz" to powieść napisana z dużą finezją, językiem barwnym, sugestywnym. Można powiedzieć, że taki styl powoduje, że nie jest to pierwszy lepszy kryminał, ale wręcz literatura piękna z kryminalnymi wątkami, gdzie sam sposób snucia fabuły jest już zaletą, a rozwiązanie zagadki zbrodni wbrew pozorom nie jest najważniejsze. Zwolenników szybkiej akcji i dynamicznej narracji ta książka nie zadowoli, wręcz przeciwnie - może ich znudzić. Misternie zbudowane, wielokrotnie złożone zdania malują tu bowiem nie tylko tło fabularne, mroczne okoliczności, ale też ludzkie pogmatwane myśli, a mniej się skupiają na tym, żeby pokazać jakieś wydarzenia, ciągłość akcji, czy meandry śledztwa.
"Każdy ma przecież swoją tajemnicę, pielęgnowaną w ukryciu przed spojrzeniami innych, ale i roztaczającą uwodzicielską woń, opar, który snuje się tuż nad ziemią i przypomina o sobie każdemu, kto się o niego otrze"
Tę opowieść budują tajemnice i liczne niedopowiedzenia, dość ciężki, chwilami przytłaczający, niepokojący klimat, brud, niezrozumienie i... chaos. Autorka bardzo dosadnie pokazuje jak uprzedzenia i plotki mogą zniszczyć człowieka, wplata w swoją opowieść liczne rozważania o świecie i ludziach, o prawdzie i jej istocie, o kobiecości, o winie niezawinionej... Wszystko to jest jednak ulotne, subtelne w swoim skomplikowaniu, przenikające się wzajemnie. Siłą tej książki są słowa, nie zdarzenia, myśli, nie to, co się dzieje i to jest ciekawe dla mnie, jako czytelnika powieści bardziej nastawionych na akcję, typowej rozrywkowej beletrystyki.
"Prawda nie istniała. A skoro nie ma prawdy, skoro są tylko różne spojrzenia, jeśli wszystko zależy od tego, kto patrzy, jaki wycinek rzeczywistości i historii dostrzega i jak go przez pryzmat swoich doświadczeń i wyobrażeń dostrzega, to skąd wiadomo, co jest uniwersalnie właściwe i niewłaściwe?"
Czekałam na wątki słowiańskie, które sugeruje tytuł, ale przyznam szczerze, że pod tym względem się zawiodłam. To znaczy po lekturze rozumiem dlaczego Mokosz jest ważna dla całej opowieści, ale przyznam szczerze, że oczekiwałam czegoś innego po tej książce, klimatów bardziej mitologicznych, tymczasem nawiązanie do słowiańskości jest tylko poprzez tytułową postać i jej subtelną analogię do głównej bohaterki. Elena bowiem, kobieta-tajemnica, nieuchwytna, elektryzująca, niczym tytułowa Mokosz jest niejednoznaczną postacią - z jednej strony ma władzę, z drugiej jest poniżona, zależna od innych i ich kaprysów, ale też zarazem sprawcza, ma w sobie siłę, jest też pełna słabości, które są niezależne od jej woli. Prokurator Borys, ten który ma zająć się śledztwem w sprawie jej męża i przy okazji wytrwale grzebie w jej przeszłości, również jest ciekawą postacią, nieco różniącą się od typowych książkowych przedstawicieli jego zawodu. W tej opowieści możemy zagłębić się też w zakamarki jego umysłu i poznać tę postać jako równie niejednoznaczną, chociaż zdecydowanie należącą do tych negatywnych.
"Mokosz" to krótka książka (raptem 256 stron), a tak pełna treści, zaskakująca, czarująca stylem i wieloznacznością, poruszająca życiowymi rozważaniami i zaskakująca niepokojącym klimatem. Nie każdemu się spodoba, myślę wręcz, że wielu ludzi nie zachwyci, ale i tak ją polecam, jako odmianę od dynamicznych powieści akcji, czy słodkich obyczajówek, to książka świeża i pełna zaskoczeń, pachnąca mokrą ziemią i tajemnicą...
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl