,,Pani England'' powinna nosić tytuł ,,Przygody niani May'' albo bardzo podobny. Tytułowej pani England jest bowiem w tej książce jak na lekarstwo. A gdy już Lilian się pojawia, to... cóż. Nie jest zbyt zjawiskową postacią. I tajemniczą też niespecjalnie, zważywszy na to, że dość łatwo się domyślić jak wygląda życie państwa za zamkniętymi drzwiami. I że nie jest ono zbyt szczęśliwe.
Ale do rzeczy.
Główną bohaterką i narratorką tej powieści jest Ruby May, wykształcona w Instytucie Norland i doskonale wykwalifikowana niania. Ruby, oprócz tego, że uwielbia się zajmować dziećmi, przejawia dość niepokojący pociąg do żonatych mężczyzn (aż dziw mnie bierze, że nikt tego nie zauważył!) i z powodów, których przez jakiś czas nie poznajemy, nie jest tak elastyczna, jak inne nianie. To znaczy, nie wyjedzie ze swoim państwem za granicę.
To właśnie przez tą niechęć niania May trafia na ponure wrzosowiska do rodziny Englandów, gdzie ma zajmować się czwórką dzieci. I już pierwszej nocy stajemy wraz z nią przed tajemnicą – oto bowiem pani England, ta sama, która miała napisać list do przełożonej niani May, dziwi się na widok nowej opiekunki do dzieci. W zasadzie ,,dziwi się'' to mało powiedziane. Tak naprawdę wydaje się być zszokowana tym, że ktoś nowy w ogóle pojawił się w jej domu.
A potem wcale nie jest lepiej.
Rozumiem w jaki sposób Stacey Halls chciała konstruować ten nastrój grozy, który obiecywał mi blurb (zaangażowany ojciec, kompletnie odklejona od rzeczywistości matka, niechętna służba, plotki, postawny mężczyzna, który niepokojąco często pojawia się w pobliżu dzieci i wypytuje o nie, zimna i paskudna rodzina Greatrexów, tajemnice niani oraz ponura i dzika sceneria otaczająca bohaterów) – nie wyszło to jednak tak dobrze, jako mogłoby, a to dlatego, że dzięki pierwszoosobowej narracji wszystko się jakoś tak rozmyło i rozpłynęło. Może to też ,,wina'' samej niani May, która, jak to ujął w pewnym momencie jeden z bohaterów, ,,jest zupełnie zielona''. Skupiała się więc bardziej na nic nie znaczących i nie wnoszących nic do fabuły szczegółach, zamiast na tym, co było faktycznie ważne. Nie mówiąc już o tym, że mając przed nosem rozwiązanie jednej z zagadek i tajemnic domu w którym pracowała, uznała, że jest zdecydowanie ponad to i ona się w nic nie będzie mieszać.
To było, oczywiście, życiowe i rozsądne zachowanie, ale bardzo słabe pod względem fabularnym. (Na tym etapie już porzuciłam nadzieję na to, że niania May dowie się czegoś na własną rękę i czekałam już tylko na to, jakie tajemnice zostaną wyjawione pod koniec książki jako logiczna konsekwencją fabuły, a nie bezpośredni efekt działań bohaterki.)
Nie oznacza to jednak, że ,,Pani England'' jest złą książką – to po prostu historia z rodzaju tych, które wystarczy nam przeczytać raz i puścić w świat dalej, nie ma w niej bowiem nic, do czego chciałoby się wracać. A i samo odkrycie tajemnic niani i Englandów jest trochę rozczarowujące. Oczekiwałam bowiem czegoś bardziej skandalicznego, a nie...
To powiedziawszy muszę też oddać autorce sprawiedliwość – Stacey Halls ma bardzo dobry warsztat i lekkie pióro, więc książkę czytało mi się naprawdę szybko i dobrze. Po prostu chciałam od niej czegoś więcej, niż dostałam. Stąd taka, a nie inna ocena.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl