Deaver wybiera sobie za temat zawsze istotne problemy, które dotykają społeczność na co dzień. Są rozstrzygane na łamach gazet czy w głównych wydaniach wiadomości, a on bacznie je śledząc wybiera jakieś i planuje swoją powieść w szczegółach, jak skrupulatny zabójca morderstwo.
Blogosfera, świat pozornej anonimowości, gdzie każdy może się wypowiedzieć w sposób pozytywny bądź negatywny na konkretny temat, jest jak strefa oczyszczenia i pozbycia się ładunku, który może eksplodować. Internet to narzędzie o największej sile rażenia. Jeśli zdamy sobie sprawę z tego jaką siłę mają jego przekazy nie powinno nas dziwić, że pod wpływem takiego czy innego portalu ludzie potrafią targnąć się na własne życia albo przekonują się by użyć siły przeciw innym. To o czym pisuje się w sieci nagle może też wyjść do realnej rzeczywistości, a sprawcy różnych czynów uważają, że sprawiedliwość ich nie dosięgnie albo, że działają w imieniu prawa.
Jeśli ktoś uważa, że jest w sieci niewidoczny i nie do zidentyfikowania, to autor na przykładzie "Przydrożnych krzyży" wyprowadzi go szybko z tego typu myślenia. Dzis bardzo często mordercy używają internetu, portali społecznościowych, ogólnych debat na forum by wyłowić swoje ofiary. To tam zostają wytypowane cele prześladowań, osobniki, które podają się na tacy wraz ze swoimi pragnieniami i słabościami. Czasami wszystko może wziąć swój początek od, nawet mało znaczącego, wpisu na blogu...
Tematyka, poprowadzenie fabuły i jej rozwiązanie, jak najbardziej na plus. To co zaczyna mi już przeszkadzać u Deaver'a to powtarzalna drętwość w dialogach, co już zaobserwowałam w "Śpiącej laleczce". Bywa na tyle sztywno prowadzona rozmowa, że miałam ochotę z czasem przeskakiwać same dialogi dla prowadzonych rozważań i samego opisu sytuacji. Cała fabuła na tym traci, pomimo dobrze zorganizowanego śledztwa, wciągającej zagadki, w toku której czytelnik może się nieźle nakręcić, a i tak w rezultacie jest zdziwiony po przeczytaniu zakończenia.
Kolejny drażniący element to cecha, w która autor wyposażył agentkę Dance. To jej postrzeganie rozmówcy przez pryzmat gestów, odruchów mniej lub bardziej kontrolowanych, które mówią o człowieku więcej niż on sam chce powiedzieć. Ona doskonale wie, kiedy rozmówca kłamie. Co prawda nie jest nieomylna i nie zakłada z góry, jakie mogą być powody zachowania osób przesłuchiwanych. Czy to tylko stres czy chęć ukrycia prawdy?
Wciąż są wtrącane informacje związane z rozpoznawaniem intencji drugiego człowieka możliwych do odczytania z jego mowy ciała. I podejrzewam, że to dlatego podczas drugiego już spotkania z Kathryn Dance, kreacja bohaterki mnie męczy do tego stopnia, że momentami odczuwałam chęć zakończenia lektury w miejscu, w którym akurat stanęłam. Zgrzytają mi tu pewne elementy i książka nie trzymała mnie w takim napięciu, jak to bywa przy dobrych thrillerach. Ten cykl Deavera nie przypadł mi do gustu, więc pora wrócić do Lincolna Rhyme'a.