Dziś udało mi się przeczytać leżącą od roku na półce „Katedrę w Barcelonie”. Przed rokiem zatrzymałam się na 198 stronie i za nic w świecie nie mogłam przeczytać ani słowa więcej. Z racji blogowego „stosikowego losowania” musiałam dać jej jeszcze jedną szansę. I nie żałuję.
Bohaterem powieści jest jednocześnie Arnau Estanyol i kościół Santa María del Mar. Życie bohatera rozwija się w miarę wzrastania murów katedry, miejsca czczenia jego jak mu się wydaje jedynej matki – Madonny. Arnau jest synem Bernata, początkowo żyje jako niewolnik, jednak z czasem jego kariera i pozycja społeczna zmienia się w iście bajkowy sposób.
Powieść Falconesa jest podzielona na 4 części. Każda z nich to inny etap głównego bohatera. W pierwszej „Słudzy ziemi” opowiedziana jest historia ojca Arnaua, Bernata Estanyola, który porzuca kajdany niewoli. Część druga "Słudzy możnych", przedstawia początkowe życie Arnaua w Barcelonie, uzależnienie od innych, biedę i sytuację w kraju. Trzecią częścią są "Słudzy namiętności", w której Arnau dojrzewa, odkrywa w sobie mężczyznę i musi zetknąć się oraz poradzić sobie z naprawdę wieloma problemami. W ostatniej części pt. "Słudzy przeznaczenia" całe życie bohatera zatacza koło, ale o tym musi już każdy z Was dowiedzieć się sam.
W powieści oprócz wątku Arnaua i jego życia, autor opisuje w tle historię średniowiecznej Barcelony, ze wszystkimi jej detalami. Książka jest naprawdę dobrze podbudowana źródłami historycznymi, nic dziwnego że jej pisanie zajęło autorowi aż 5 lat. Falcones opisuje wszystkie wojny, a przynajmniej o każdej wspomina. Od strony historycznej jest to bardzo dobra powieść, wciąga, daje uczucie bycia pośród mieszkańców w czasie pospolitego ruszenia, gdy każdy z nich wykrzykuje ile sił w płucach „¡Via Fora!”. Ma się ochotę iść za tym tłumem. Książka także przybliża działania Inkwizycji i stosowanych przez nią praktyk. Przeraża jak łatwo można było zostać osądzonym i skazanym.
Książka ma także minusy, najbardziej odrzuciły mnie wiadomość o tym jak 14-letni Arnau pragnął Aledis. No ja rozumiem takie rzeczy przypisywać 16-latkom, 17-latkom, ale w tej sytuacji mnie to nawet oburza. W ogóle całe życie Arnaua jest podporządkowane kobietom, a przynajmniej mają one na niego duży wpływ.
„Katedra...” to moim zdaniem także książka o przyjaźni, o sile jaką daje dobroć i miłość. O tym, że nawet w średniowieczu, gdzie istniał podział na chrześcijan i innowierców, można było przekraczać te granice, jeśli naprawdę żywiło się do kogoś prawdziwie dobre uczucia. Guillem, moja ulubiona postać w tej książce właśnie jest dla mnie takim prawdziwym przyjacielem. Cieszę się też, że dla Arnaua nie miało znaczenia to, że Guillem jest niewolnikiem.
„Urodził się niewolnikiem i wiódł życie niewolnika. Nauczył się kochać w tajemnicy i skrywać uczucia. Niewolnik nie był uważany za człowieka, dlatego gdy był sam – w tym jednym jedynym czasie, gdy czuł się wolny – potrafił sięgać wzrokiem głębiej niż ludzie, którym wolność przesłania duszę. Dawno odkrył miłość łączącą najdroższe mu istoty i modlił się do swych dwóch bogów, by uwolnił je z kajdan, znacznie mocniejszych od tych krępujących jego.
Załkał, choć niewolnikom nie wolno było płakać.”*
Cieszę się, że miałam okazję przeczytać tę książkę. Polecam każdemu kogo interesuje Barcelona, a zwłaszcza jej średniowieczna historia.