To najlepsza książka poświęcona rzemiosłu pisarskiemu, jaką kiedykolwiek czytałem. I nie wynika to tylko z faktu, ze wcześniej nie czytałem tego typu książek. To po prostu świetnie skomponowana lektura, obowiązkowa dla każdego kto ceni sobie twórczość Kurta Vonneguta.
Nic na to nie poradzę, że jestem jego fanem. Mogę się z nim w wielu kwestiach nie zgadzać. Mogę uważać, że popełnił niejeden życiowy błąd (z czym pewnie by się nie kłócił). Mogę mu współczuć i ubolewać, że z wiekiem stawał się coraz bardziej zgorzkniały. Jednak nic nie zrobię z tym, że jego książki poruszają struny mojej duszy. Czarny humor Kurta Vonneguta niezmiernie mnie bawi, ale również skłania do refleksji. Dlatego chętnie wracam do jego książek.
NAUCZYCIEL (NIE TYLKO) PISARSTWA
Kurt Vonnegut wypracował swój własny styl, który wspiera czytelnika. Nie rzuca mu kłód pod nogi, ale dostarcza krótkich akapitów, które angażują i sprawiają, że kartki jego powieści „same się przewracają”. Jego książki są proste, ale nie prostackie. Dzięki temu sam Kurt Vonnegut stał się wręcz postacią kultową:
„Mnożą się związane z Vonnegutem pamiątki: kubki, kartki z życzeniami, zakładki, karteczki do robienia notatek, podkładki pod mysz, koszulki. W Indianapolis można go zobaczyć na muralu w centrum miasta. Frazami z jego książek nazywane są kawiarnie, bary, zespoły muzyczne. Ludzie tatuują sobie cytaty z Vonneguta. Czy te bibeloty sławią czy kalają pamięć o Vonnegucie, działają jak talizman czy kicz, wie tylko Bóg i kupująca je osoba.”
Nie wszyscy wiedzą, że poza pisaniem powieści, Kurt Vonnegut uczył pisarstwa innych. Przez lata prowadził zajęcia na uniwersytecie, i w ten sposób kształtował kolejne pokolenie amerykańskich pisarzy, w tym również Johna Irvinga.
„Panuje przekonanie, że pisarstwo trudne– archaizowane, zawiłe, hermetyczne – jest w jakimś sensie wznioślejsze, bardziej inteligentne niż zwyczajny język. Jeśli nie potrafisz zrozumieć jakiegoś tekstu to znaczy że jest bardzo dobry. Vonnegut oparł nie jedną ze swoich powieści na absurdalności takich założeń. Niektórzy recenzenci zarzucali pisarstwu Kurta Vonneguta nadmierną prostotę. John Irving skrytykował krytyków. Według nich – napisał – „jeśli jakiś utwór jest pokręcony i strasznie trudno się go czyta to musi być poważny”, natomiast „jeśli jest napisany jasnym i czytelnym językiem, a narracja płynie jak woda, nasuwa się wniosek, że jest powierzchowny, niepoważny i lekki jak puch. Taka krytyka jest oczywiście uproszczona i pachnie łatwizną”. Dlaczego „łatwość czytania” ma dzisiaj tak złą sławę? Niektórzy cenią sobie wysiłek związany ze zrozumieniem tego co czytają. (…) Ja bardziej cenię sobie twórczość pisarza który wziął na siebie ogromny wysiłek związany ze zrozumiałym pisaniem. Vonnegut również krytykował krytyków literackich, za „rokokowe banialuki”, jak to kiedyś ujął.”
Jeśli chciałbyś wziąć udział w warsztatach twórczego pisania Kurta Vonneguta – masz teraz okazję to zrobić, za sprawą tytanicznej wręcz pracy Suzanne McConnell. Nie tylko brała ona udział w tych zajęciach. W ich wyniku połączyła ją z Kurtem wieloletnia przyjaźń, trwająca aż do jego śmierci w 2007 roku. Choć sama nie we wszystkim się z nim zgadza (co wyraźnie zaznacza w takich przypadkach), to jednak wiele skorzystała z jego rad, i to nie tylko tych dotyczących warsztatu pisarskiego. Teraz zabiera nas w tę nieco sentymentalną podróż, zbierając wszystko w tej dość opasłej książce:
„Zamierzam przeprowadzić was przez labirynt jego rad niczym reżyser-lalkarz, przywołując te doświadczenia z jego życia, w których dostrzegam źródło przekazywanej przez niego mądrości, w miarę możliwości wskazując, z jakiego etapu jego życia – początkujący literat, pisarz o ugruntowanej pozycji i wreszcie dojrzały autor – pochodzi dana rada oraz opowiadając anegdoty z jego życia, również z własnym udziałem, jeśli wnoszą coś istotnego.”
NAZNACZONY TRAGEDIĄ
Wielu kojarzy Kurta Vonneguta przede wszystkim z tym, że przeżył bombardowanie Drezna w ostatnich miesiącach II Wojny Światowej. To tragiczne doświadczenie bez wątpienia zostawiło w nim olbrzymi ślad. Zmierzył się z tym tematem w "Rzeźni numer pięć", niedługiej powieści, którą pisał przez 22 lata! Tak jak udział w II Wojnie Światowej był przełomem w jego życiu osobistym, tak wydanie tej książki było przełomem w jego karierze jako pisarza. Nagle stał się niezwykle znany i popularny, co z jednej strony było błogosławieństwem (każdy pisarz chce być przecież dostrzeżony), ale jednocześnie przekleństwem. Stale ludzie pytali go o Drezno, choć sam Vonnegut otwarcie mówił o tym (co widzimy również w „Rzeźni numer pięć”), że niemalże utracił wszystkie wspomnienia jakie towarzyszyły tej tragedii.
„Jakie są moje odczucia na temat spalenia tego miasta? Nie wiem. Palenie miast było odpowiedzią na okrucieństwo nazistów i można powiedzieć, że sprawiedliwie im się to należało, poza tym, że człowiek ma zamęt w głowie, kiedy widzi ofiary. To jest niepokojąca arytmetyka. Kiedy w końcu wróciłem z wojny do domu, bardzo mnie to stresowało, ponieważ sprzątając schrony, zobaczyliśmy to samo, co byśmy zobaczyli, gdybyśmy sprzątali krematoria. W jaki sposób mamy zestawić Drezno z Auschwitz? Czy to się równoważy, czy może to wszystko jest tak absurdalne że aż głupio o tym mówić?”
Kurt Vonnegut miał znacznie więcej do powiedzenia niż opisanie tragedii wydarzeń w Dreźnie. To jedna z jego ważniejszych rad, do której sam się stosował przez całe życie – po prostu musi nam na czymś zależeć. Jeśli bierzemy się za opowiadanie jakiejś historii, najważniejsze jest to by była to historia warta opowiedzenia. Musi nam zależeć. Musimy uwierzyć w to, że mamy do przekazania coś ważnego:
„Nie trzeba doświadczać śmierci, zniszczenia i cierpienia, aby pisać. Po prostu musi wam na czymś zależeć. I wcale nie musi to być tragiczne czy ponure.”
NIE MARNUJ CZASU
Nie oznacza to jednak, że warsztat jest sprawą drugorzędną. Vonnegut nie stwierdziłby nigdy, że wystarczy dobra historia. Przeczytał zbyt wiele złych książek, żeby móc tak uważać. Jego życie w dużej mierze wypełniały warsztaty z pisarstwa i starał się jak najwięcej nauczyć młodych autorów. Robił to z szacunku dla czytelnika i miłości do literatury, której przypisywał ważną rolę.
„W końcu zrozumiałam, co miał na myśli: aby przekazać to, co się kryje w rozgardiaszu naszych serc, trzeba się sprawnie posługiwać regułami beletrystycznej gry. Trzeba być jak sztukmistrz albo kieszonkowiec, który rozprasza uwagę publiczności jakąś rozrywką, a tak naprawdę mówi to, co najbardziej chce przekazać. Jedną z najtrudniejszych lekcji, które muszą sobie przyswoić początkujący pisarze, jest to, że niezależnie od tego ile ktoś przeszedł lub jaką historię ma do opowiedzenia, samo zaangażowanie nie sprawi, że powstanie z tego udana literatura. Liczy się nie sama historia, lecz sposób jej opowiedzenia.”
Kurt Vonnegut jest przedstawicielem tej szkoły, która nie uznaje „sztuki dla sztuki”. Jego literatura była zaangażowana. Zależało mu na przekazaniu czegoś istotnego, nawet jeśli zostało to opakowane dużą ilością czarnego humoru. Całymi dniami siedział nad swoimi tekstami, wielokrotnie je przebudowując, by potem bez żalu wycinać całe akapity, jeśli nie wnosiły zbyt wiele. Robił to, aby nie zagubić sensu całej powieści. Podpisuję się pod słowami autorki:
„Gorąco pochwalam pragnienie Kurta, aby „powiedzieć coś”, co będzie miało jakiś, choćby najmniejszym, wpływ na rzeczywistość, co podniesie ludzkość na wyższy poziom. Każdy godny uwagi pisarz ma ambicje. […] Wykorzystuj czas całkiem obcej osoby w taki sposób, żeby nie miała wrażenia, że zmarnowała ten czas.”
KANAREK W KOPALNI CZYLI SYSTEM WCZESNEGO OSTRZEGANIA
Co łączy dobrego pisarza z kanarkiem, którego trzyma się w klatce w kopalni? Jeden i drugi ma ważną misję do spełnienia. W odpowiednim czasie sygnalizują zbliżające się niebezpieczeństwo, które dla innych jest jeszcze niewyczuwalne. Przed wynalezieniem odpowiednich mierników, górnicy zabierali do kopalni kanarki. Gdy zaczynały dziwnie się zachowywać – oznaczało to, że wzrasta stężenie niebezpiecznego metanu i należy się jak najszybciej ewakuować…
Kurt Vonnegut był właśnie takim kanarkiem, który w opinii wielu, dziwnie się zachowywał. Zapytany kiedyś przez jednego z dziennikarzy o to, dlaczego pisze powieści (oczywiście poza tym, że w ten sposób nieźle zarabiał), odpowiedział:
„Ze względów politycznych. Zgadzam się ze Stalinem, Hitlerem i Mussolinim, że pisarze powinni służyć społeczeństwu. Od dyktatorów różni mnie odpowiedź na pytanie, jak mianowicie powinni to robić. Moim zdaniem przede wszystkim powinni – i biologicznie muszą – być przyczyną zachodzących zmian. Mam nadzieję, że na lepsze. […] Pisarze to wyspecjalizowane komórki w organizmie społecznym. To komórki ewolucji. Ludzkość próbuje stać się inna i przez cały czas eksperymentuje z nowymi pomysłami. A pisarze służą do tego, by wprowadzać do społeczeństwa nowe pomysły, a także by symbolicznie odpowiadać życiu. […] Równocześnie przez nas wypowiada się całe społeczeństwo. I kiedy coś potężnego zagraża całemu społeczeństwu, najczęściej to my bijemy na alarm. Wedle mojej teorii sztuka pełni rolę kanarka w kopalni.”
Sięgnijcie po prozę Kurta Vonneguta, mając w pamięci to, że pisał jedynie wtedy, gdy naprawdę mu na czymś zależało. Choć jego powieści są często mieszanką absurdu i czarnego humoru, kryją w sobie ważne przesłanie. Czytając je bez pośpiechu, zauważycie, że to bardzo przemyślane teksty. Znacznie bardziej, niż może się to wydawać na pierwszy rzut oka.
„Zabawy Vonneguta mogą rodzić błędne przekonanie, że autor „Kociej kołyski” nie dba o gramatykę i interpunkcję. W zeszłym tygodniu zasugerował to w rozmowie ze mną pewien student z Columbia University. Nic bardziej mylnego! Vonnegut jest mistrzem w obu tych dziedzinach. Mógł sobie pozwolić na takie zabawy ponieważ doskonale opanował mechanikę i architekturę języka i pisania. Prawo do wygłupiania się przychodzi wraz z mistrzostwem.”
WERDYKT
„Zlituj się nad czytelnikiem” to świetna książka. To w pewnym sensie hołd oddany wielkiemu autorowi, ale też zbiór wielu praktycznych wskazówek dla tych, którzy sami zabierają się do pisania. Naprawdę wiele skorzystałem z tej książki.
O tym jak wiele trudu zadała sobie Suzanne McConnell w swojej pracy, może świadczyć 640 (!) przypisów. O tym jak cenną lekturą była dla mnie ta książka, może świadczyć to, że praktycznie każdy przypis sprawdzałem z tyłu książki.
W jednym z rozdziałów autorka przywołuje słowa Kurta Vonneguta, którymi ja zakończę tę recenzję:
„Nie przekreślajcie książek. Tak fajnie się je trzyma – mają tak przyjemny ciężar w dłoni. Kartki stawiają tak rozkoszny opór, kiedy się je przewraca wrażliwymi opuszkami palców. Duża część naszego mózgu zajmuje się decydowaniem, czy to, czego dotykają nasze dłonie, jest dla nas dobre czy złe. Każdy mózg, które jest cokolwiek wart, wie, że książki są dla nas dobre.”
Polecam! Książki są dla nas dobre, zwłaszcza tak dobre jak ta.
Tajniki sztuki pisarskiej jednego z największych pisarzy XX wieku Suzanne McConnell, była uczennica Kurta Vonneguta, ukazuje nowe oblicze mistrza literatury amerykańskiej – jako nauczyciela pisan...
Tajniki sztuki pisarskiej jednego z największych pisarzy XX wieku Suzanne McConnell, była uczennica Kurta Vonneguta, ukazuje nowe oblicze mistrza literatury amerykańskiej – jako nauczyciela pisan...
Gdzie kupić
Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Pozostałe recenzje @atypowy
Nie ma niczego nowego pod słońcem…
"Niewidzialni mordercy" autorstwa Anny Trojanowskiej to zgrabnie napisana podróż przez różne okresy i rodzaje epidemii, które ukształtowały historię ludzkości. Autorka p...
Jak syberyjskie striptizerki mogą pomóc nam w przemawianiu?
Bardzo zależało mi na tej książce, ponieważ zdarza mi się przemawiać publicznie. Spędziłem z nią sporo czasu i wiem, że poświęcę jej jeszcze wiele godzin w przyszłości. ...