„Jutro” jest niesamowitą serią, która zyskała już miliony fanów na całym świecie i mimo, że została napisana kilkanaście lat temu, czytelnik w żaden sposób tego nie odczuwa. Jednak czy kolejna, czwarta już część opowiadająca o grupie młodych dzielnych, okaże się tak dobrą pozycją jak poprzednie tomy?
Ellie jest przerażona myślą o powrocie do niebezpiecznego Wirrawee - miejsca jej urodzenia, terenu, który uważała za swój dom do momentu, gdy obce państwo siłą go zagarnęło i zastąpiło mieszkańców swoimi ludźmi. Po powrocie w rodzinne strony Ellie i czwórka jej przyjaciół od razu przyzwyczaja się do niebezpieczeństw, na które są znów narażeni. Przy pomocy zawodowych żołnierzy mają pozbyć się ważnego dla wrogów miejsca - lotniska, jednak w momencie, gdy Lee oraz wyszkolona grupa wyrusza do miasta, kontakt z nimi się urywa i mimo umowy, nie powracają do bazy - Piekła. Grupa przyjaciół wyrusza do miasta, aby odnaleźć zaginionych, ale już wkrótce zostają narażeni na śmiertelne niebezpieczeństwo, zarówno ze strony okupantów, jak i nowych mieszkańców. Czy uda im się przeżyć, a może czeka ich ten sam los, co dwójkę ich wcześniejszych kompanów?
Z ogromną niecierpliwością czekałam na „Przyjaciół mroku” i gdy tylko otrzymałam powieść w swoje ręce, zatopiłam się lekturze na cały dzień. Narracją, tak jak w poprzednich częściach, zajmuje się Ellie, która na bieżąco opisuje zdarzenia, mające miejsce od czasu inwazji wrogów. Dzięki temu, czytelnik z łatwością może związać się z bohaterami i ma wrażenie, jakby sam uczestniczył w przedstawionych wydarzeniach; razem z Ellie, Kevinem, Fi i Homerem pokonuje lasy, ucieka przed wrogami, ulega licznym wątpliwościom we własne siły, załamuje się i patrzy na śmierć ludzi, którzy pragną zlikwidować nastolatków.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to niesamowita przemiana bohaterów. Czy chcieli, czy nie, zmienili się nie do poznania. Z nieświadomych nastolatków stali się osobami, które potrafią ranić i zabijać. Jednak to jest wojna, nie ma tu miejsca na litość czy słabość. Nie można zawsze grać fair. Aby osiągnąć swój cel, trzeba podjąć ryzyko i bohaterowie znów je podjęli, opuszczając bezpieczną Nową Zelandię i wracając do gry; co prawda z gorszą wytrzymałością, ale z równie silną motywacją, jak na początku ich niemiłej przygody. Nie ukrywam, że postępowanie niektórych postaci, a zwłaszcza Ellie całkowicie mnie zaskoczyło i poczułam coś w rodzaju zawodu, jednak jeszcze inni zdołali zdobyć mój szacunek.
Tak jak w poprzednich tomach, „Jutro 4. Przyjaciele mroku” wzbudzają w odbiorcy wiele emocji, które przy końcowej ocenie są dla mnie wartością priorytetową. John Marsden poradził sobie w tej kwestii wyśmienicie, a w połączeniu z szybką i wartką akcją, bardzo dobrze wykreowanymi bohaterami, w których nie ma niczego sztucznego czy przerysowanego, otrzymujemy powieść na równie wysokim poziomie, który utrzymywał się w poprzednich częściach. Jedynym minusem jest objętość, niestety nie przekraczająca trzystu stron oraz pojawiająca się monotonia, ponieważ w każdej części obserwujemy zachowanie grupy młodych osób, przechodzącej liczne załamania, które i tak szybko się kończą, dzięki czemu mogą tworzyć kolejne plany, mające na celu utrudnienie życia wrogom.
„Jutro” łamie regułę, mówiącą o tym, że kolejne następne części są gorsze od pierwszego tomu. Autor po raz kolejny udowodnił, że jeżeli się chce oraz posiada się dobry, a zarazem oryginalny pomysł, to można stworzyć prawdziwe arcydzieło, które będzie w stanie oczarować tysiące, jak nie miliony, a w obecnych czasach zdarza się to niezwykle rzadko.
„Przyjaciół mroku” polecam każdemu bez względu na wiek. Jeżeli jeszcze nie sięgnąłeś po tę serię, to jest to prawdopodobnie jeden z największych błędów, jakie popełniłeś w swoim życiu. „Jutro” jest serią godną uwagi, która porusza, wciąga, a zarazem daje do myślenia, dlatego mogę z czystym sumieniem zachęcić każdego do zapoznania się z nią.