Jonasz - imię męskie pochodzenia biblijnego. [...] W mowie potocznej oznacza człowieka, który przynosi kłopoty innym, sam wychodząc z nich bez szwanku (Wikipedia).
Jim Kelso, policjant i wywiadowca rozpracowujący przestępczy światek Londynu jest Jonaszem. W dzieciństwie i w latach wczesnej młodości w tajemniczych okolicznościach ginęli wszyscy ci, którzy w jakiś sposób mu zagrażali lub z którymi był związany. Teraz większość akcji z jego udziałem kończy się fiaskiem, niby z przyczyn niezależnych od niego, ale jednak ma to miejsce na tyle często, że koledzy boją się z nim pracować. Po kolejnej takiej akcji zostaje przeniesiony do Wydziału Narkotyków i wysłany do Harwich - małego miasteczka na wschodnim wybrzeżu Anglii. Tam, prowadząc śledztwo w sprawie przemytu narkotyków stanie twarzą w twarz z nie przebierającymi w środkach przemytnikami, siłami przyrody oraz własną przeszłością...
"Jonasz" to horror, który nie straszy hektolitrami krwi, drastycznymi morderstwami czy potwornymi monstrami, choć wszystkie te elementy są obecne w powieści. Prawie do końca nie widzimy tajemniczego towarzysza Jima, zdajemy sobie jedynie sprawę z jego obecności i z faktu, że jest kimś/czymś odrażającym. Naszym (i Jima) oczom ukazuje się on dopiero w ostatnich scenach i naprawdę robi wrażenie... Jednak tym, co powoduje, że czytając "Jonasza" prawie nieustannie czujemy niepokój jest świadomość czegoś złego, co czai się gdzieś w pobliżu i w każdej chwili może się objawić.
Akcja powieści toczy się wartko, gdyż poza tym, że to dobry horror jest to też całkiem sprawnie napisany kryminał, i do pewnego momentu czyta się ją jednym tchem. Gdy już jednak wszystko zaczyna zmierzać do finału napięcie sięga zenitu, Herbert raczy nas kilkoma scenkami obyczajowymi z życia Harwich przerwanymi gwałtowną powodzią. Scenki same w sobie są urokliwe i nie pozbawione angielskiego humoru, jednak nic nie wnoszą do akcji, a tylko sprawiają, że zniecierpliwiony czytelnik ma ochotę pominąć je, by co prędzej poznać finał śledztwa i rozwiązanie zagadki tajemniczej przeszłości Kelso.
Niewątpliwie dużo lepiej czytało by się "Jonasza" gdyby nie fakt, że książka, podobnie jak większość wydanych w tamtym okresie, jest fatalnie wydana i po przeczytaniu trzymamy już w ręku nie tyle mały tomik, co plik luźnych kartek włożonych w okładkę. Z drugiej strony zaletą książek wydawanych na początku lat 90. ubiegłego wieku jest to, że zazwyczaj miały one w miarę wyczerpujące informacje o autorze. Tak jest i w tym przypadku - we wstępie możemy zapoznać się z sylwetką i krótkim przeglądem twórczości Jamesa Herberta, co dla nie znających twórczości tego pisarza może być wskazówką, czy warto wkroczyć w wykreowany przez niego mroczny świat.