Powiada się, że przeciwności się przyciągają, i że nie można uciec przed przeznaczeniem. Niezależnie od tego, co było przyczyną, że pewnego dnia drogi bohaterów książki „Johnny. Powieść o księdzu Janie Kaczkowskim” skrzyżowały się, w życiu jednego z nich spotkanie to stało się początkiem wielkich zmian.
Dwoje ludzi, dwa światy, a jedna historia.
Zacznijmy od początku. Jan Kaczkowski z wykształcenia bioetyk, z „zawodu” ksiądz. Osoba z poczuciem humoru, otwarta, perfekcyjna, pomysłowa, z ogromnym zapałem dążąca do osiągnięcia celu.
- Jakim cudem ksiądz zdobył ten lek?
- Zawsze działam tak samo: podstęp, korupcja, szantaż i nepotyzm. Żadnych cudów, nad czym ubolewam
Przede wszystkim zaś jego niesamowite relacje z ludźmi uczyniły go wyjątkowym. Nie mały udział w tym miała też jego rodzina.
[…] wszyscy Kaczkowscy […] mieli mocno pojechane poczucie humoru.
Przyjaciele mówili do niego Jan lub Johnny i modlili się o bezpieczną drogę, jadąc z nim samochodem.
- Ksiądz ma prawo jazdy?- Zdałem za pierwszym razem, ale nie pamiętam egzaminu, bo prawie nie widzę. Włazić nie marudzić.
Dom rodzinny był dla niego oazą, tam czuł się spokojny i otoczony miłością; był synem i bratem; oddychał tam pełną piersią. Taki obraz stworzył się w mojej głowie, kiedy czytałam tę powieść.
Joanna Podsadecka w książce „Dasz radę” tak napisała o księdzu Kaczkowskim:
Pamiętam momenty, gdy spodziewał się wznowy. Ale też radość, że znów Mu przywiozłam marynowane rydze. I ten lokal na Kaszubach, do którego mnie zabrał na najlepszego tatara z łososia, jakiego w życiu jadłam…Przede wszystkim jednak pamiętam to jego łapczywe chwytanie dobrych chwil, uważność, poczucie humoru i porażającą wrażliwość na cudzą krzywdę. Gdy tylko mógł, cerował cudze popsute światy.
Książka pozwala nam także spojrzeć na życie ks. Kaczkowskiego z innej strony; widzimy go nie tylko jako osobę z poczuciem humoru, ale także jako człowieka, który ma swoje troski, który się smuci, ma swoje obawy, a także nieprzyjaciół.
O księdzu Kaczkowskim można by napisać wiele, ale to nie jest opowieść tylko o nim.
Jest też hospicjum w Pucku – dzieło Księdza Jana, które powstało z pomocą wielu ludzi. I właśnie tam pewnego ranka w drzwiach staje Patryk Galewski, o którym można by napisać:
Nie miał chłopak szczęścia; szemrane towarzystwo, meliny i imprezy przyprawiane alkoholem i proszkami; kradzieże, ojciec alkoholik, handel narkotykami, więzienie i kary w zawieszeniu – to była jego codzienność. I ta codzienność zaprowadziła go – z pomocą wyroku sądu – do hospicjum, gdzie trafił w ramach prac społecznych.
Przekraczając próg hospicjum Galewski nawet nie podejrzewał jak wydarzenie to wpłynie na jego przyszłe życie.
To tutaj poznaje ludzi, dzięki którym zaczyna patrzeć na świat z innej strony. Na jego drodze oprócz księdza Kaczkowskiego stają również:
Piękna młoda dziewczyna z wielkim zielonymi oczami i małym synkiem – Agnieszka.
Prawdziwa królowa kuchni w Puckim Hospicjum – pani Jadwiga.
Anna Labuda – która jeszcze przed wybudowaniem hospicjum współpracowała z księdzem Janem.
Pomyślałem, że z tą panią lepiej nie kombinować. Anna nie traciła czasu […]. podała mi fartuch.- No to do roboty. Idziemy.
Była Hanna Wardzińska – kiedyś aktorka, wówczas pensjonariuszka hospicjum. To ona wprowadziła Patryka w świat „dobrego wychowania”.
- Patrz w oczy w trakcie powitania. I trochę mocniej ściskaj. O teraz idealnie.
Patryk Galewski czuł w głębi serca, że świat, a właściwie półświatek, w który się obracał, to nie było miejsce dla niego.
Ktoś może powiedzieć, że to Bóg lub też przeznaczenie, czy też inne moce postawił na drodze Patryka księdza Kaczkowskiego. Nie dowiemy się tego, ale to nie ma znaczenia. Spotkali się, wspierali, kochali, przyjaźnili; pokazywali sobie nawzajem swoje światy, wzmacniali wiarę w ludzi i w odrodzenie.
Książka Macieja Kraszewskiego to piękna opowieść o przyjaźni, o drodze którą przeszedł Patryk Galewski; historia, która daje nadzieję, że każdy kto idzie niewłaściwą ścieżką może z niej zboczyć i wkroczyć w piękniejszy świat – świt przyjaźni, dobra, miłości, ale także dramatu i smutku, bo one również towarzyszą nam w życiu.
Trudno mi wyrazić w słowach emocje, jakie towarzyszyły mi podczas podróży po świecie Patryka i księdza Jana. Zachwyciło mnie poczucie humoru, które wręcz biło z dialogów. Uśmiech i śmiech często towarzyszyły mi podczas tej lektury – były też chwile wzruszenia.
Kiedy czyta się tę powieść, aż trudno uwierzyć, iż wydarzenia te naprawdę miały miejsce. Można odnieść wrażenie, że to baśń, o tym złym, który spotyka na swej drodze mędrca i dzięki niemu przechodzi na dobrą stronę mocy. Jednak, jakby na to nie patrzeć, jest to powieść oparta na faktach.
Jest to też książka, która wciąga Czytelnika w wir opowieści zabawnej i smutnej, wydawałoby się nierealnej, a jednak prawdziwej – dołującej, a jednocześnie budującej.
Księdza Jana nie ma już wśród nas – a może jednak jest, gdzieś tam przechodzi obok, uśmiecha się i patrzy z miłością na ludzi. Tylko my go nie widzimy. Nam pozostały jego książki i SMAK ŻYCIA na kanale YouTube; pozostały wspomnienia, które dopóki będą, dopóty on będzie wśród nas, i oby tak było.
Patryk Galewski jest dziś szefem kuchni, a na swoim koncie ma książkę kucharską.
Ksiądz Jan Kaczkowski, Nazywany też Johnnym, zobaczył w Patryku światło, które nosił w głębi serca. On sam natomiast stał się dla Patryka światłem, które wskazało mu inną drogę, którą może podążać, jeśli tylko zechce.
Sam Patryk Galewski tak mówił:
Musiałem przez to wszystko przejść, aby być tu, gdzie jestem. I pewnie po to, by opowiedzieć swoją historię i może komuś otworzyć oczy, pomóc. I opowiedzieć o Johnnym, bo takich księży, takich ludzi świat dzisiejszy potrzebuje jak nigdy.
Jeszcze słowo o okładce i autorze książki.
Maciej Kraszewski – pisarz, scenarzysta, reżyser, komediopisarz i satyryk; co zdecydowanie tłumaczy poczucie humoru, z jakim niewątpliwie napisana została powieść.
Okładka jest adaptacją plakatu filmowego – film „Johnny” wszedł na ekrany kin 23 września tego roku – projektu Michela Tatarczuka. Muszę przyznać, iż zanim zajrzałam do informacji na temat okładki, byłam przekonana, że na zdjęciu znajduje się ks. Jan Kaczkowski we własnej osobie.
Na zakończenie dodam, iż bardziej wrażliwi – a może nie tylko oni – zanim zasiądą do lektury, powinny zaopatrzyć się w pudełko chusteczek.
Albowiem powiadam Wam – mogą pojawić się łzy radości i łzy wzruszenia.
Powieść Macieja Kraszewskiego, to poruszająca opowieść o przemianie, o nadziei, przyjaźni; pełna humoru, ale i ważnych przesłań; otwiera oczy na innych, uświadamia, że nie musimy, nie powinniśmy żyć tylko dla siebie, i że w każdym można zobaczyć światło.
I już na sam koniec:
- Kochani, to Patryk, recydywista i mój synek.
Tak ksiądz Jan przedstawił Patryka swoim bliskim.
- Faktycznie, jest podobieństwo. Witaj, wnusiu.
A tak przywitał go Ziuk – ojciec Jana Kaczkowskiego.
Książka zdecydowanie Godna Polecenia.