Już w wielu młodzieżowych powieściach miałam do czynienia z miłością niespełnioną, ponieważ dzielą ich różnice nie do pokonania. Nie chodzi mi tutaj o kłótnie rodów jak mogliśmy czytać w „Romeo i Julii”. Teraz kluczowym problemem dwojga zakochanych jest to, iż jeden z nich jest istotą nadnaturalną. Spotkałam się już z wilkołakami i wampirami, więc przyszedł wreszcie czas na upadłe anioły. Jestem katoliczką, więc połączenie mojej religii z fantastyką nie wydawało mi się specjalnie atrakcyjne. Dlatego do czytania „Szpetem” zabrałam się bez żądnych oczekiwań i uczuć. Dobrze, że nie spodziewałam się czegoś niezwykłego, bo na pewno bym się zawiodła.
„ Anioł, teol. istota duchowa zajmująca w hierarchii bytów miejsce między Bogiem a człowiekiem; wyobrażenia a. rozwinięte zwłaszcza w zoroastryzmie, judaizmie, chrześcijaństwie i islamie; w Biblii a. pojawia się jako wysłannik Boga do człowieka. „ *
Nora to z pozoru zwyczajna nastolatka. Ma szesnaście lat, zwariowaną przyjaciółkę, Vee oraz marzy o wspaniałym chłopaku. Niedługo potem do jej klasy trafia Patch, przystojny, tajemniczy i pewny siebie chłopak. Nieszczęśliwym trafem są zmuszeni do wspólnego dzielenia ławki na biologii. Niezadowolona wydaje się jednak tylko Nora, ponieważ chłopak wydaje się w niej szaleńczo zakochany. Dziewczyna z jednej strony nie może go z cierpieć, jednak z drugiej strony chłopak nieziemsko ją przyciąga, a ona sama nie umie przestać o nim myśleć. Niedługo potem mają miejsce dziwne i tajemnicze wydarzenia. Nora wie, że ten osobnik może być bardzo groźny, aczkolwiek w podświadomości czuje, że może to mieć związek z Patchem , dlatego decyduje się na śledztwo na własną rękę.
Becca Fitzptrick zadebiutowała właśnie tą powieścią, która od razu znalazła się na liście bestsellerów „New York Times'a”. Dla pisarstwa autorka porzuciła nawet pracę w służbie zdrowia, a jej nowym zajęciem jest kontynuacja zdarzeń Nory. Przed czytaniem książki długo się broniłam i wypierałam, iż nigdy jej nie przeczytam, a na samo nazwisko pisarki przewracałam oczyma. Wiem, że nie powinno się oceniać książki po opisie, jednak nie mogłam się oprzeć wrażeniu, iż będzie to kolejna banalne i płytkie czytadło z gatunku paranomal romance. W pewnym momencie zabrałam się do czytania lektury i powiem szczerze, że zupełnie nie umiałam się w nią wciągnąć. Widziałam zdecydowanie zbyt wiele podobieństw do kultowego „Zmierzchu” i przeszkadzały mi one do końca. Kolejny romans zaczyna się dziać na lekcji biologii? Kolejny zły mężczyzna polujący na partnerkę nadprzyrodzonego? Mam nadzieję, że to tylko przypadkowa zbieżność, choć bardzo trudno nam w to uwierzyć.
Czytając wcześniej recenzje książki wiele linijek było poświęcone udowodnieniu, że powieść wciąga, nie można się od niej oderwać, a tempo akcji jest wprost zabójcze. Bardzo trudno jest mi przyznać, że wszystkie te wypowiedzi w moim przypadku zupełnie się nie sprawdziły. Niesamowicie wynudziłam się przy tej książce. Żaden wątek nie był dla mnie nawet odrobinę ciekawy. Moim zdaniem Fitzpatrick właśnie wszystko przeciąga, aby całą, znikomą fabułę przenieść na największą ilość części serii. Jedyne co jest plusem to świeży pomysł, bo to była jedna z pierwszych książek o upadłych aniołach, dopiero po niej rozszalała się burza pełna to kolejnych czarnych okładek tym razem o aniołach, którzy rezygnują ze skrzydeł dla miłości. Co do stylu i języku autorki, jest on nijaki, bez jakiś upiększeń w postaci środków stylistycznych, czy akcji ubarwionej przeżyciami wewnętrznymi bohaterów.
Nie wiem czemu, ale zawsze gdy czytam paranomal romance nie przepadam za główną bohaterką. Tak było i tym razem. Racjonalnie nie umiem wytłumaczyć jakie dokładnie cechy na to wpływały, jednak czytając co kolejne rozdziały tym bardziej nie mogłam o niej czytać. Na domiar złego to narracja była pierwszoosobowa i tym bardziej byłam zmuszona na czytanie jej przeżyć. Nora przypominała Bellę, obydwie kreowane były na indywiduum, choć z pozoru były zupełnie zwyczajne. Patch także nie wzbudził mojej sympatii, charakter miał za mało skomplikowany i jego działania były zbyt przewidywalne jak na mój gust. Nie wiem czy to wina plastikowych bohaterów czy łatwej fabuły, ale od razu wiedziałam jakie będzie zakończenie. Jeszcze w „Zmierzchu” umiałam utożsamić się z bohaterką, uwierzyć w miłość nieśmiertelnej istoty do dziewczyny takiej jak ja, w „Szeptem” już tak nie umiałam.
Co do samych aniołów również się zawiodłam, przecież to właśnie o nich miała być cała ta powieść, a było o nich zaledwie parę kartek, a szkoda, bo to mogło być choć trochę ciekawe. Może w kolejnej części Becca Fitzptric zamierza nam to zrekompensować, niestety ja po kolejną część z własnej woli nie sięgnę. Nie zamierzam jednak nikogo zniechęcić do spróbowania do przebrnięcia książki, jest jeszcze pełno moli książkowych, którym ten temat jak najbardziej pasuje, aczkolwiek dla mnie jest on już za bardzo oklepany i przewidywalny.
* zaczerpnięte z Encyklopedii PWN