Książkę Śluby milczenia otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu NaKanapie.pl. Kiedy przeczytałam jej opis, byłam bardzo zaciekawiona, co autorka zafunduje nam w środku. Wydawało się to coś świeżego i zupełnie odmiennego od mafijnych romansów, które czytałam do tej pory. Postanowiłam dać szansę zarówno autorce, jak i wydawnictwu, na którym wcześniej już parę razy się zawiodłam.
Olga, nasza główna bohaterka, jest księgową mafii i dziewczyną szefa. Wszystko w ich życiu układa się idealnie do dnia, w którym Michał musi załatwić pilną sprawę i zostawia ją w towarzystwie swoich kumpli. Pijani i naćpani postanawiają wykorzystać seksualnie Olgę. Brutalnie zgwałcona kobieta broni się, gdy przychodzą do niej ponownie i zabija przyjaciela Michała. Zrozpaczona i przerażona, z pomocą swojej najlepszej koleżanki ucieka z kraju. Schronienie odnajduje w Berlinie, w klasztorze, gdzie ma pomagać siostrom zakonnym. I pomaga, ale nie tak, jak początkowo sobie to wyobrażała.
Prawda, że brzmi zachęcająco? No cóż, tylko opis. Nie pierwszy raz użyję tego określenia w stosunku do książki wydanej przez Novae Res, ale miałam wrażenie, że czytam blogowe opowiadanie, których kiedyś pełno było na Onecie. Pisać mógł tam każdy, a niestety nie każdy powinien. Książka jest krótka i czyta się ją szybko, a i tak się zmęczyłam. Wszystko tutaj było nie tak, jak powinno. Nawet pomysł, który myślałam, że będzie naprawdę dobry, przeszedł przez średni do słabego. Autorka wymyśliła sobie, że będzie nas zaskakiwać na każdym kroku, przez co balansowała na krawędzi absurdu i niestety spadła z hukiem. W tej książce nie ma nic, co zasłużyłoby na uznanie czy chociażby miłe słowo.
Zacznę od początku, od tego, co jako pierwsze rzuciło mi się w oczy. Mianowicie pani Karolina zdecydowała się na narrację pierwszoosobową. Ma ona swoje wady i zalety, ma też pewne utrudnienia. Jeżeli decydujemy się opisywać wydarzenia z perspektywy głównego bohatera, musimy wziąć pod uwagę, że nasz główny bohater nie wszystko będzie wiedział. Dlatego Olga nie ma prawa wiedzieć, jak wygląda Michał, który przesłuchuje jej koleżankę, gdy ona siedzi ukrywa w bagażniku. Tak samo nie ma prawa wiedzieć, co dzieje się na sali restauracyjnej, gdy ona w kuchni ukrywa się za lodówką. Nie może znać myśli i uczuć innego bohatera. Kiedy tak czytałam tę powieść i widziałam, jak nasza Olga staje się wszystkowiedząca, miałam ochotę odłożyć książkę i więcej do niej nie wracać. Powstrzymał mnie tylko fakt, że musiałam napisać jej recenzję.
W książce pojawiło się kilka scen opisujących erotyczne zbliżenia. Plusem jest to, że nie było ich zbyt wiele, minusem, że w ogóle się pojawiły. Są napisane bardzo słabo, a autorka chyba nie miała na nie większego pomysłu, ponieważ za każdym razem miałam wrażenie, że czytam dokładnie to samo. Sceny te były drętwe i zwyczajnie nudne, a przez wulgaryzmy i powtarzające się sformułowania, chciałam przewrócić kilka stron do przodu, by nie musieć tego czytać.
Wydarzenia w tej książce również były… non stop takie same. Prawie każdy mężczyzna, który się pojawiał w powieści, chciał Olgę zgwałcić lub wykorzystać. Nie wiem, czy autorka zionie jakąś nienawiścią do płci przeciwnej, ale naprawdę nie każdy mężczyzna jest gwałcicielem. A przez tłumaczenie jednego z nich, że gdyby kobieta nie była tak skąpo ubrana, to by jej nic nie zrobił, zaczęłam się zastanawiać, czy ta książka jest pisana na poważnie, czy może to jakaś parodia. Jeżeli dodamy do tego również fakt, że po próbie gwałtu, Olga wsiadła do samochodu zupełnie obcego faceta, który dodatkowo postanowił wywieźć ją do swojego domu, a ona przyjmuje to wszystko ze spokojem, naprawdę możemy odnieść wrażenie, że tutaj nic nie dzieje się na poważnie.
Kolejną irytującą kwestią były ciągłe dramaty. Ani przez moment nic nie mogło być dobrze. Jedne komplikacje, poganiały kolejne, a zdrada otaczała Olgę z każdej strony. Dosłownie każdej. I choć mogłoby to wydawać się intrygujące, to niestety, nie miało w sobie za grosz logiki. Bohaterowie potrafią momentalnie zmienić swoje zachowanie o sto osiemdziesiąt stopni bez najmniejszego powodu. Ich motywy są… żadne, a jak już na końcu poznałam powód, dla którego Michał tak zawzięcie poszukiwał Olgi, to miałam ochotę wybuchnąć głośnym śmiechem. Spojrzałam tylko z politowaniem i zapytałam: naprawdę?! Myślę, że gorszego powodu autorka wybrać nie mogła.
Mam wrażenie, że niektóre sceny były pisane na kolanie i nikt później tego nie przeczytał, aby zwrócić uwagę, że to jest złe. Czasem brakuje konsekwencji, jak na przykład wtedy, gdy Olga zmokła w deszczu (“przemoczeni do suchej nitki”!), a Mikołaj pyta jej, czy ma ochotę zostać jeszcze na bankiecie, czy może jednak chce wracać już do siebie. Nie wiem, jak dla autorki, ale dla mnie siedzenie w kompletnie mokrej sukni na imprezie nie byłoby zbyt komfortowe. Ośmiomiesięczne dziecko, mówiące pełnymi zdaniami, również jest dla mnie sporym zaskoczeniem, ale najwyraźniej mamy do czynienia z jakimś geniuszem.
Jak już wspominałam wcześniej, w tej książce wszystko jest źle. Przez styl autorki, która nie mogła się zdecydować, czy chce pisać w pierwszej osobie, czy może jednak chce, aby narrator był wszystkowiedzący. Połączyła jedno z drugim i wyszło śmiesznie. Do tego nielogiczni bohaterowie, drętwe dialogi na poziomie Trudnych Spraw czy Ukrytej Prawdy, kompletny brak emocji. Nie polubiłam żadnego z bohaterów, żadnemu nie kibicowałam, główna bohaterka mnie wkurzała. Z jednej strony chciała być samodzielna i pyskata, a z drugiej była zwyczajnie głupia. Wydarzenia pędziły na łeb na szyję, ciągle coś. Trochę to przypominało odznaczanie listy i odrabianie pracy domowej. Byle jak, byle było, bo jutro na ósmą trzeba oddać wypracowanie nauczycielce, a jest już dwudziesta trzecia.
Z jednej strony się zawiodłam, a z drugiej - niestety - ale tego się spodziewałam. Jakiś czas temu spotkałam się z opinią, że wydawnictwo Novae Res wydaje wszystko, nawet najgorszy chłam. Początkowo nie chciałam się z tym zgodzić, ale też dopiero wtedy zwróciłam uwagę, że wszystkie książki, którymi byłam naprawdę zawiedziona i którym dałam najgorsze oceny, były właśnie przez nich wydane. Śluby milczenia miały być ostatnią szansą i ta ostatnia szansa została zmarnowana.