Moje serce jeszcze długi czas będzie musiało leczyć się po tej historii, a żeby głowa przestała o niej myśleć to też zapewne nieprędko się wydarzy. „Prosta zemsta” nieraz przysporzyła mi cierpień, wywołała ogrom łez, jednocześnie wprowadzając w stan niezwykłego upojenia, radości i szczęścia. Ciężko mi w jednym zdaniu opisać, co czułam podczas czytania całej tej historii, bowiem tyle emocji ile ona we mnie wywołała, jest po prostu nie do opisania. Żebyście doskonale mnie zrozumieli, musielibyście chyba wejść w moją skórę! Serio! Ta książka…ta historia… pochłonęła mnie tak bardzo, że podczas czytania miałam wrażenie, że po raz kolejny mam naście lat, a wszystkie wzloty i upadki bohaterów to coś tak namacalnego, że wszystko czułam na całym ciele. Co tu dużo mówić, autorka doskonale wie jak wykreować genialnych bohaterów i doskonale opisywać ich emocje. A wierzcie mi, to nie jest takie proste. Żeby czytelnik został tak mocno pochłonięty w ten fikcyjny świat, trzeba naprawdę dobrze pisać…ba! Trzeba być do tego stworzonym. I ja tu w żaden sposób nie słodzę, ja po prostu pisze to co czuje i co myślę. Zresztą osoby, które już trochę mnie znają i obserwują doskonale wiedzą, że Agata jest jedną z moich ulubionych autorek, a za jej książki z chęcią dam się pokroić 😈
„Przy Calu to wszystko znikało, a ja pragnę, by znowu tak było. Pragnę, by patrzył na mnie zawsze tak jak wtedy. Pragnę, by mój Caleb wrócił….”
Najpierw był „Prosty zakład”, który pomimo swojej prostoty do łatwych nie należał. Jego celem było rozkochanie w sobie najprzystojniejszego siatkarza ze szkoły, po to aby ten dostał nauczkę, za rzekome postępowanie i traktowanie niewinnych dziewczyn. To zadanie przypadło Octavii, która Bogu ducha winna dała się wmanewrować w ten nikczemny plan. I to tak w skrócie jeśli chodzi o pierwszą część tej genialnej historii. A to czy Olivii udało się wykonać zadanie, musicie dowiedzieć się sami, no bo przecież nie będę Wam tu zarzucać spojlerami 😂 Druga część rozpoczyna się od razu po wydarzeniach z poprzedniego tomu, także dzieje się już od samego początku. A wiecie co to oznacza prawda? Jeśli myślicie, że zaczniecie czytać wieczorem i skończy się na dwóch, trzech rozdziałach, to niestety, ale muszę wyprowadzić Was z błędu. Ciężko będzie Wam się nawet na chwile od niej oderwać! Nie pamiętam kiedy ostatnio dla książki siedziałam do drugiej w nocy. Odkąd mam dzieci naprawdę się to nie zdarza, bo przecież te małe szkraby wstają rano i nie ma zmiłuj. Także możecie sobie wyobrazić, jak wyglądałam rano po 4 h snu ( dodam również, że przez myśl przeszło mi całkowite niespanie dla tej historii, ale wzięłam to na chłodno i jednak poszłam spać, co i tak nie było łatwe, bo nawet jak się położyłam to wciąż zastanawiałam się co dalej w książce).
„Chciałem, żeby była moja w całości. By się dla mnie uśmiecha, by mój widok ja rozweselał, by chciała spędzać ze mną ciagle czas. Chciałem po prostu jej.”
Nie chciałabym Wam w żaden sposób ujawnić jak potoczyły się losy bohaterów pod koniec „Prostego zakładu”, jedyne co na myśl mi przychodzi to stwierdzenie, że wszystko się popieprzło… Boże przenajświętszy, ile ja się nacierpiałam razem z głównymi bohaterami - nie z jednym - z obojga! Po pierwsze czułam się jakbym przy każdym ich spotkaniu, była tym trzecim kołem u wozu, który najchętniej na zmianę by bił jednego i drugiego po głowie. W momencie, gdy już widziałam to światełko na końcu tunelu, naraz znowu przychodził kryzys i ktoś to światełko skutecznie wyłączał… i to wtedy targało mną najbardziej!
„-Mam być … kim? (…) Czego ty ode mnie właściwie chcesz?
Unosi kpiąco kącik ust.
- Miesiąca z twojego życia. Ty zabrałaś mi miesiąc, więc w zamian wezmę sobie inny. Tylko tym razem role się odwrócą.”
Niektóre fragmenty tak mnie zaskakiwały, że nieraz otwierałam buzię z niedowierzania. Wiecie takie „WTF? połączone z łoooooo, teraz to dopiero będzie hardcore”. Dlatego nieraz moja cierpliwość została wystawiona na próbę przez autorkę, a jak wiecie ta cierpliwość jest już trochę nadszarpnięta przez dzieci. Także brak powietrza, wzmożona aktywność serca i dreszcze towarzyszyły mi nieraz. Mamy sporo zwrotów akcji, które zaskakują i szokują, no i w moim przypadku wyprowadzają z równowagi. Kilka rozdziałów nawet wycisnęło ze mnie łzy, najpierw te cierpiętnicze, a potem już nawet płakałam ze szczęścia, finalnie czując się wyzuta z życia. I to właśnie po tym akcie słabości poszłam spać. Każdy bohater tej książki jest fantastycznie wykreowany. Jednych się kocha, a drugich się nienawidzi. Pomijając głównych bohaterów, przyjaciół Caleba ogromnie polubiłam, a zwłaszcza Dennisa. W sumie gdyby tak pomyśleć - o każdym mogłaby powstać osobna książka - ja bym z przyjemnością takowe przeczytała! Droga autorko, proszę ten pomysł wziąć pod uwagę 😈
Pomimo tego, że „Prosty zakład” i „Prosta zemsta” to romans YA, ja się w nim zatraciłam! Ta historia skradła moje serce, jednocześnie rozrywając je i naprawiając na nowo. Będzie mi ogromnie brakować głównych bohaterów i tych ich wszystkich wzlotów, upadków i niezdecydowań. Z pewnością sięgnę po nią jeszcze nie raz. Ogromnie Wam je polecam!