Sadie nigdy nie miała łatwego życia. Odrzucona przez własną matkę oraz rówieśników. Jej jedynym światełkiem w tunelu jest młodsza siostra Mattie. Dziewczynka jest dla Sadie wszystkim i pragnie dla niej wszystkiego co najlepsze. Pewnego dnia, niespełna trzynastoletnia Mattie zostaje odnaleziona martwa- ktoś ją zamordował i porzucił ciało w starym sadzie. Opieszałe śledztwo sprawiło, że nie znaleziono sprawcy. Ale Sadie od początku podejrzewa, kto jest mordercą i jest zdeterminowana by go odnaleźć i wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę.
Rok później, przez przypadek o historii Sadie oraz Mattie dowiaduje się West McCray, który prowadzi audycje radiowe. Okazuje się, że Sadie zaginęła w trakcie poszukiwania mordercy swojej młodszej siostry. Mężczyzna coraz bardziej zafascynowany tą sprawą, rusza śladem Sadie, relacjonując na bieżąco wszystkie kroki słuchaczom.
“Sadie” od Courtney Sumnmers była jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie premier w tym roku. Ta powieść zrobiła spory szum wśród zagranicznych czytelników i zdobyła kilka prestiżowych nagród. Niestety pierwsze polskie recenzje ostudziły mój zapał, bo sporo osób było nieco rozczarowanych, że “Sadie” nie okazała się być aż tak dobra. Tymczasem ja uważam, że tak, “Sadie” jest tak dobra, że całkowicie jej się należy to całe zamieszanie jakie wokół niej panuje. To nie jest kolejna powieść młodzieżowa ku pokrzepieniu nastoletnich serc, że nie ważne jak źle będzie, to zawsze po deszczu wyjdzie tęcza. Główna bohaterka nie jest nieśmiałą szarą myszką z trudną przyszłością, która nagle poznaje miłość swojego życia i za pstryknięciem palców wszystkie problemy znikają. Z każdej strony powieści Summers wyziera smutek, rozpacz, ból i brak nadziei. Życie Sadie to pasmo nieszczęść i autorka nie próbuje nam tu wcisnąć rozwiązania rodem z Hollywoodu, że jak najpierw było źle, to potem będzie tylko lepiej. Główna bohaterka to ofiara najbliższych jej ludzi, którzy powinni ją kochać i wspierać, a zamiast tego krzywdzą i odrzucają ją na każdym kroku. Małe miasteczko w którym przyszło jej żyć również nie obiecuje perspektyw na lepszy byt. Jedynym pozytywnym aspektem w jej życiu jest Mattie, którą pragnie chronić za wszelką cenę, ale i to zostaje jej odebrane. To jeszcze bardziej łamie jej i tak kruchą już psychikę.
Mimo, że jest to teoretycznie powieść skierowana do nastoletniego czytelnika, autorka nie boi się brudnych tematów i bez owijania w bawełnę pisze jak jest o biedzie, przemocy domowej i seksualnej, uzależnieniach. To wszystko stanowi integralną część Sadie, a nie tylko dodatek, żeby nadać powieści odpowiedniej dramaturgii. Historię poznajemy z dwóch perspektyw; samej Sadie, załamanej po śmierci siostry, która napędzana osobistą wendettą, z dnia na dzień porzuca swoje dotychczasowe życie, aby odnaleźć mordercę. Oraz w formie podcastu, który prowadzi West. Mężczyzna im głębiej grzebie w przeszłości dziewczyny tym bardziej pragnie dowiedzieć co stało za jej zniknięciem. Podąża jej śladem, rozmawia z ludźmi, którzy mieli z nią styczność. Summer bardzo stopniowo odkrywa przed czytelnikiem kolejne karty dotyczące dziewczyny, budując nam obraz wydarzeń, które odcisnęły piętno na Sadie, ale jednocześnie ukształtowały ją jako osobę odważną i zdeterminowaną, gotową poświęcić nawet własne życie dla dobra siostry.
Summers zaserwowała nam mocno sugestywne zakończenie, które sprawiło, że historia Sadie wciąż gdzieś mi się kotłuje z tyłu głowy i pewnie jeszcze długo tam pozostanie. Moim zdaniem krzywdą jest kategoryzowanie tej powieści jako thriller, co powoduje, że czytelnik nastawiony na ten gatunek może poczuć się rozczarowany. To zdecydowanie nie jest prosta książka i otwartość z jaką autorka opisuje zło, które znamy z telewizji, gazet, być może z własnej pespektywy mogą wywołać u czytelnika dyskomfort, zwłaszcza gdy zdamy sobie sprawę, że w naszym szarym świecie nie zawsze wszystko kończy się happy endem.