Interesujecie się sztuką ? Lubicie zwiedzać muzea ? Macie może swojego ulubionego artystę ?
Mnie to jakoś specjalnie nie interesuje, znam może podstawy. Ale w trakcie tej książki zaczęłam przeglądać choćby grafiki wspomnianego w niej…artysty i przeraża mnie chwilami co uznawane jest za sztukę godną podziwu, co kryje się pod pojęciem talentu i jakie kwoty za te arcydzieła ludzie potrafią płacić…
Jednak nie to jest tu istotne.
“Jego własność” to kolejna książka Ludki jaką przeczytałam i wydaje mi się, że jak dotąd taka najbrutalniejsza ze wszystkich. Autorka zaimponowała mi tym jak ewidentnie przygotowała się do stworzenia tej historii, lub po prostu dobrze zna to środowisko artystów, pojęcia z tym związane, sposoby jakimi sprawdza się czy dzieło nie jest falsyfikatem. Ogólnie czuć tu na każdym kroku, że Ludka wie o czym pisze i podaje nam sprawdzone informacje, a to się ceni.
Naszą bohaterką jest tu Bronte Dixon. Jest ona rzeczoznawcą, sprawdza czy dzieła są oryginalne, czy może ktoś jednak potrafi dobrze podrobić dany obraz. Długo pracowała na swoja reputację i żeby osiągnąć to co ma, musiała m.in zmienić nazwisko. Jej ojciec był oszustem i kojarzenie jej z nim, mogłoby ją zniszczyć. Ale wszystko wskazuje na to, że mężczyźni pojawiający się w jej życiu, stanowią dla niej zagrożenie i relacje z nimi, nie wychodzą jej na dobre. Kolejnym dowodem na to jest tajemnicze zniknięcie jej narzeczonego. Czemu “zapadł się pod ziemię” tuż po tym jak sprzedał grafiki, których oryginalność dopiero co potwierdziła ?
Wszystko wyjaśnia jej w dość wyjątkowych okolicznościach, William Wolfe. Informuje ją zarazem, że za przewinienia jej narzeczonego, staje się ona jego własnością, by zrekompensować wyrządzone szkody. Co z tego wyniknie ?
“Całe życie byłam sumienna i odpowiedzialna. Przez lata pracowałam na nazwisko, które obecnie otwiera mi wiele drzwi w Nowym Jorku, zbierałam znajomości i doświadczenie, żeby coś znaczyć w tym zawodzie. Ale i tak zawsze znajdzie się taki William Wolfe, który mierząc mnie własną miarą, stwierdzi, że to nie ma znaczenia , ponieważ na pewno jestem oszustką.”
On rządzi, ona musi się podporządkować. On wymaga, dyryguje, ona musi tańczyć jak on zagra. Nie jest to łatwe, bo Bronte ma charakterek, nie lubi jak ktoś wydaje jej polecenia. Tym bardziej, że wszystko wskazuje na to, że działania jakie na jego polecenie podejmuje, mogą doprowadzić do czegoś co jest niezgodne z jej sumieniem. Ale jemu się nie odmawia i potrafi szybko i brutalnie to udowodnić.
Przyznam bez bicia, że nie polubiłam Wolfe’a. Chwilami swoją oziębłością przypominał mi bohatera z książki “Król Enigmy”. Też między nimi było tak z pozoru obojętnie. Ale William jest taki bardziej nieokrzesany, chwilami wręcz nieco prymitywny. Przez to jak traktował Bronte, nie chciałam żeby w jakikolwiek sposób dopuściła do siebie możliwość by było między nimi coś więcej. Jednak rozsądek mówił jedno, a serce zaczęło bić własnym rytmem jak zwykle bywa w takich historiach.
“Jego własność” to romans, w którym nie ma nic słodkiego, uroczego. Bohaterowie nie rzucają na lewo i prawo deklaracji miłosnych. Jest namiętnie, czuć chemię między nimi ale też walkę właśnie uczuć z rozsądkiem. W późniejszych rozdziałach, Wolfe nabiera ludzkich cech, pokazuje stopniowo inne oblicze, ale autorka zdecydowanie pozostawia w nim cechy takie negatywne, nie wybiela na siłę. Ich relacja przez większość książki jest wręcz toksyczna i branie przez Bronte pod uwagę, że może z tego być coś więcej, wydaje się absurdalne praktycznie do samego końca.
Chcecie się przekonać do czego to wszystko doprowadzi ? Wystarczy sięgnąć po kolejną książkę niezawodnej Ludki. Przy okazji w trakcie lektury czeka Was podróż po największych, najsłynniejszych muzeach Europy , więc komu w drogę ?
Ta wycieczka już za mną, Wam serdecznie tę trasę polecam i mam nadzieję, że i Wam się spodoba. Dziękuję za egzemplarz do recenzji. Już zacieram rączki na kolejny :)