Franny, Jet i Vincent nie są zwykłym rodzeństwem. W ich żyłach płynie krew Marii Owens, która w XVII wieku została oskarżona o bycie czarownicą. Nieszczęśliwe zakochana w niewłaściwej osobie, rzuca klątwę na swój ród, powodującą, że każdego mężczyznę, który pokocha kobietę z rodziny Owens spotka coś złego. Z tego powodu ich matka wyszła za mąż z rozsądku a nie z miłości za zwykłego człowieka i głęboko zakopała prawdę o swoich korzeniach, mając tym samym nadzieję, że klątwa ją ominie. Ale nie da się odwrócić plecami od przeznaczenia. Dorastając, Franny, Jet i Vincent zaczynają stopniowo odkrywać swoje specjalne talenty i moce, którymi zostali obdarowani. Pewnego lata przychodzi do nich zaproszenie od ciotki, której nigdy wcześniej nie widzieli na oczy. W jej domu, pełnym tajemniczych mikstur i ziół, wreszcie będą mieli szansę dowiedzieć się kim naprawdę są oraz odkryć sposób na przechytrzenie klątwy. Bo jak tu żyć ze świadomością, że nigdy nie będą mogli się zakochać?
Jako że zabierałam się trochę za tę historię jak sójka za morze, przeczytałam już wcześniej całe mnóstwo recenzji na jej temat. I zauważyłam, że najnowsza książka Alice Hoffman podzieliła czytelników na tych totalnie zachwyconych oraz na takich, którzy byli rozczarowani tą historią. Ja sięgając po “Zasady magii” nie oczekiwałam niczego konkretnego i miałam również pojęcia, że jest to prequel do poprzedniej powieści Alice Hoffman pod tytułem “Totalna magia”. Ba, nie zdawałam sobie nawet sprawy, że film (w którym główne role zagrały Nicole Kidman oraz Sandra Bullock) nakręcony na podstawie książki, który generalnie uwielbiam i chętnie do niego wracam i to był chyba największy bodziec motywujący mnie do zapoznania się z tą historią. Tym razem autorka zabiera nas czasy młodości znanych również z filmowej wersji Franny i Jet, które przypadają na burzliwe i pełne przemian społecznych lata sześćdziesiąte w Nowym Jorku.
Jeśli myślicie, że książka Alice Hoffman to kolejna urocza i pasjonująca historia, pełna czarów i wszelakich przygód, to trafiliście pod zły adres. To zdecydowanie nie jest lekka i przyjemna opowieść. Tutaj niemalże z każdej strony przygniata nas emocjonalny ciężar, pełen bólu, niemocy, cierpienia i rozpaczy, których nie da się załagodzić żadnymi czarami ani miksturami. Gdy dochodzi do pierwszej tragedii, bohaterowie szybko odbierają bolesną lekcję, że przekleństwo rzucone na ród Owensów faktycznie istnieje. Skazani na społeczny ostracyzm przez ludzi, którzy czują podświadomie kim naprawdę jest ich rodzina, mogą liczyć wyłącznie na siebie. Bohaterowie próbują odnaleźć własne miejsce w świecie, gdzie nie mają prawa się zakochać ani być kochanymi przed nikogo. Poszukując odpowiedzi na pytanie, czy przechytrzenie przeznaczenia w ogóle jest możliwe, popełniają mnóstwo błędów, często brzemiennych w skutkach. Jako że towarzyszymy Franny, Jet i Vicentowi przez kilkanaście dobrych lat, mamy okazję śledzić, jak rodzeństwo dorasta i dojrzewa. Jak zmagają się z własnymi wątpliwościami, lękami i konsekwencjami swoich wyborów oraz próbą poradzenia sobie ze swoim dziedzictwem. Autorka również zgrabnie wplata ich w losy autentyczne wydarzenia, takie jak pierwsze lądowanie w Kosmosie, wojna w Wietnamie, Lato Miłości w San Francisco czy zamieszek Stonewall.
“Zasady magii” to utrzymana nieco w fatalistycznym stylu, słodko-gorzka powieść, z której płynie mimo wszystko płynie piękne przesłanie, że miłość jest w stanie pokonać wszystkie przeciwności losu, czasem wystarczy tylko mocniej zawalczyć i nie pozwolić się jej wymknąć z rąk. Jest to również pełna emocji historia o sile rodzinnych więzów, oddaniu i poświęceniu się dla drugiego człowieka. O tym, że chociaż życie nie raz daje nam w kość, to wciąż trzeba brać byka za rogi, nigdy się nie poddawać i zawsze być po prostu sobą.
Osobiście dałam się oczarować magii stworzonej przez Hoffman i z niecierpliwością oczekuję na polską premierę “Totalnej magii”!