Książka zaczyna się bardzo ciekawie, oto w słowie od wydawcy Jan Fijor twierdzi: „Wystarczy też przeczytać niniejszą książkę, by nie mieć cienia wątpliwości, że ekonomia nie tylko jest nauką, ale także, co ważniejsze, dzięki aprioryczności swych praw bliższa jest czystej nauce niżtaka – wzorcowa z empirycznego punktu widzenia – chemia czy nawet fizyka. Jako nauka, ekonomia nie tylko opiera się na żelaznej i apriorycznej logice – jest ponadto wolna od wartościowań etycznych, wierzeń czy hipotetycznych półprawd.” Czytam i przecieram oczy, ekonomia – nauka o zachowaniach ludzkich – bardziej ścisła niż fizyka, wow!
A potem w przedmowie napisanej przez niejakiego Steve Forbesa, jest jeszcze ciekawiej, zaczyna się tak: „Drogi Czytelniku, trzymasz w rękach jeden z najważniejszych traktatów ekonomicznych od czasów opublikowanego w 1848 roku `Manifestu komunistycznego' Karola Marksa oraz wydanej w 1936 roku 'Ogólnej teorii zatrudnienia, procentu i pieniądza Johna Maynarda Keynesa.'” No, no... A potem jedziemy równie ostro: „Można powiedzieć, że książka Tamny’ego daje ekonomii to, co wynaleziona przez Gutenberga prasa drukarska dała Biblii – czyni temat wcześniej nieprzystępny dostępnym dla wszystkich.”
Rzuciłem się więc na to niby epokowe dzieło z zaciekawieniem, a co dostałem? Kolejny wykład ekonomii austriackiej, tej religii dla intelektualnie ubogich, przeprowadzony bardzo prostacko i łopatologicznie. Wystarczy zacytować tytuły rozdziałów: 'Opodatkowując korporacje, okradamy je z przyszłości' czy 'Nierówności społeczne to coś pięknego' lub 'Niezależność energetyczna, podobnie jak globalne ocieplenie, to koncepcje paraliżujące gospodarkę' i już wszystko jest wiadome. A sama treść? No cóż, autor dobiera przykłady, które ilustrują i potwierdzają jego tezy, a jeśli istnieją fakty przeciwne – to je oczywiście ignoruje.
Weźmy rozdział o nierównościach społecznych, mamy tam parę łzawych historyjek o ludziach, którzy zaczynali w biedzie i dorobili się wielkich pieniędzy m.in. J.K. Rowling. No cóż, ja mogę podać przykłady milionów, które urodziły się w biedzie, ciężko pracowały przez całe życie i zmarły w nędzy. Twierdzi Tamny, że nie ma co się przejmować problemem rosnących różnic majątkowych: „Nierówności dochodów i bogactwa w kapitalistycznym społeczeństwie po prostu nie mają znaczenia.” No cóż, to nie nauka, tylko marna publicystyka. Istnieje olbrzymia literatura badająca, jaki stopień nierówności społecznych i ekonomicznych sprzyja wzrostowi ekonomicznego i pokojowi społecznemu, a jaki jest dla nich wręcz zabójczy, ale Tamny'ego to nie interesuje, on już wie.
I tak jest z resztą tej marnej książki. Dostaliśmy dziełko mocno ideologiczne, dające prostą czy raczej prostacką odpowiedź na każdy problem. Przypomina mi się inna prosta i wyjaśniająca wszystko teoria ekonomiczna: marksizm. A jak było z jej zastosowaniem w praktyce, chyba nie muszę mówić... Myślę, że podobna historia zdarzyłaby się z teoriami z tej książki...
Nie polecam.