Książki umieszczone na regałach, stoliki z krzesłami, zapach kawy i herbaty, brzmi cudnie i takie jest miejsce pracy Oli – tytułowa „Księgarenka na miłosnej”. Aż się rozmarzyłam… miejsce to jedno, ale ludzie, którzy je tworzą są najważniejsi. Klienci, którzy są jednocześnie znajomymi i przyjaciółmi. Życie małego miasteczka toczy się w księgarence. Tu nawet piekarnia i Pani Basia była niezwykła, chciałabym spróbować „piętkę z masłem” czy „okruszynkę dla synka”.
„Księgarenka na miłosnej” tchnęła w moją codzienność magię. Bohaterowie tak życzliwi i serdeczni, że aż marzy mi się, aby każdy z nas tego każdego dnia doświadczał a nie tylko od święta. Sploty życiowych zdarzeń, plątanie nitek naszej egzystencji z innymi ludzi jest zaskakujące a wszystko się pięknie układa. Paulina Molicka z niezwykłą empatią przeprowadza czytelnika przez temat żałoby, niepełnosprawności własnego dziecka, życiowych traum, po których trudno o uśmiech i wiarę w to, że życie jest nadal piękne. Wzruszałam się przy odkrywanych prawdach życiowych a sytuację Oli współodczuwałam przez moje własne doświadczenia. I podobnie jak ona zawsze mocno przeżywam Dzień Matki choć już dziś akceptuję i nie zadaję już pytania „dlaczego”. Zosia z burzą rudych loków skradła również moje serce i każdy z nas odnajdzie w niej część swoich lęków przed odrzuceniem i zaufaniem niewłaściwej osobie. Filip, prawdziwy mężczyzna, który urzekł mnie swoim pragmatycznym podejściem do życia i tą drugą, romantyczną stroną swojej osobowości. Śniadanie, które przygotował przy wschodzie słońca… sama zapragnęłam od razu tego spróbować ;) Pani Aniela, babcia Filipa, prawdziwy Anioł i kobieta „z sercem na dłoni”, która przypomniała mi, żeby patrzeć, by dojrzeć a nie tylko patrzeć… Mama Zosi, która pochłonięta obowiązkami w opiece nad niepełnosprawnym dzieckiem, nie zapomniała, że jest kobietą i dodatkowo podziwiałam za wspaniałą relację z drugą, zdrową córką, co jest niezwykle trudnym zadaniem. Wszystkich bohaterów charakteryzuje dodatkowo życzliwość, serdeczność, uważność i wzajemność, co w każdej relacji jest najważniejsze. Dzisiaj cieszę się, że ja sama żyję wśród takiego grona osób.
Pięknie pokazany wschód słońca jako metafora akceptacji życiowych wydarzeń takimi jakie są. Metafora plecaka jako bagażu zasobów, którymi obdarzają nas rodzice wychowując nas. Jedyną pewną w życiu jest zmiana, na którą nigdy się nie przygotujemy a akceptacja to słowo klucz szczęśliwego życia: „w życiu nie trzeba bać się zmian. Przychodzą zazwyczaj niespodziewanie. Burzą zastany porządek, przewracają go do góry nogami. Ale często niosą coś dobrego. Dają początek czemuś nowemu. Wymuszają odwagę, na którą być może nie było miejsca. Popychają do przodu, ale nie na tyle, by spaść z urwiska. Zawsze znajdzie się gałąź, by się jej złapać” - starszy Pan ma rację…
Bardzo dobra powieść, dojrzała, z całą masą wiedzy o nas samych, ludziach, relacjach, lękach i tęsknotach, żałobie i życiu po niej. Jak w życiu słodko-gorzko, radość ze smutkiem przepleciona.
Do ostatniej strony czytałam z zapartym tchem i dziwiłam, jak to możliwe, że to debiut… uwielbiam takie przemiłe rozczarowania. Nadal jestem pod wielkim urokiem powieści Pauliny Molickiej „Księgarenka na miłosnej”. Akcja toczy się w maju a to mój ulubiony miesiąc – urodziłam się 03 maja ;)
Czytajcie, polecam.