Jeffrey Dahmer był zdecydowanie jednym z najbardziej popapranych zabójców w latach 1978-1991. Aż strach pomyśleć, że takie rzeczy miały miejsce w czasie moich narodzin. Tyle dobrze, że nie działo się to w Polsce, choć nie wiem czy to ma jakiekolwiek znaczenie, gdzie to było, ważne że było... i jest to niezwykle przerażające, odrażające i nie mieszczące się w mojej głowie. Ostatnio coraz częściej sięgam po książki o mordercach, psychopatach i nawet wkręciłam się w filmy dokumentalne o nich i powiem Wam szczerze, że niektóre rzeczy są dla mnie niewyobrażalne i do tej pory ciężko mi uwierzyć, że ktoś coś takiego w ogóle robił 😶 Bo jak w morderstwo popełnione w afekcie, czy z premedytacją mogę uwierzyć, tak np w jedzenie ludzkich zwłok, czy robienie sobie dobrze z martwym ciałem, jest dla mnie wprost niewyobrażalne i anormalne... Zresztą wiele obecnych anomalii myśleniowych morderców jest dla mnie abstrakcją i czymś niepojętym...
Ale wracając do pana Dahmera, jednego z najbardziej sadystycznych i psychopatycznych zabójców... Ta persona nie jest mi obca, bowiem tak jak i większość społeczeństwa oglądałam o nim serial na Netflixie i choć nie był on jakoś bardzo wybitny, bo wlekł się jak flaki z olejem, tak wydarzenia, które miały tam miejsce były przerażające. Sięgnęłam po lekturę Christophera Berriego - Dee, bowiem byłam ciekawa jak autor przedstawi postać tego psychopaty i miałam nadzieje, że dowiem się z niej zdecydowanie więcej niż z serialu. Ale czy rzeczywiście tak było i to co przeczytałam zaspokoiło moja ciekawość? Mam mieszane uczucia po przeczytaniu tej pozycji, nie była ona zła, ale tak samo jak i serial - wybitna też nie była...
Autor dość dobrze opisał dzieciństwo Dahmera, przytoczył też wiele faktów o których nie wiedziałam, a mianowicie opisywał jego rodziców, relacje między nimi, które miały zapewne dość znaczący wpływ na psychikę młodego Jeffrey'a. Dodatkowo poznajemy też jego zachowanie w szkole, zainteresowania i z czasem dowiadujemy się jak kształtował się w późniejszych latach. I mogę stwierdzić, że tak do połowy książki może i dowiedziałam się czegoś nowego. Następnie autor zaczął opisywać zabójstwa popełnione przez głównego bohatera i to było dość obrzydliwe, dlatego nie wskazane jest czytanie tej pozycji po posiłku, lub w jego trakcie 😅 bo może się to skończyć dość nieprzyjemnie. Druga połowa książki nie zaskoczyła mnie, bo o tym akurat wyczytałam kiedyś z innych źródeł, tak więc niektóre rzeczy po czasie zaczęłam przeskakiwać, bo autor jakoś dziwnie powtarzał schemat postępowania Dahmera. Każda nowa ofiara to ten sam modus operandi, także przy 17 morderstwach zaczynało to być dość żmudne.
Z twórczością autora nie miałam wcześniej styczności, także nie wiem czy jego poprzednie ksiązki były pisane w innym stylu. To co jednak mi tu trochę przeszkadzało, to nadmierne wplatanie w wydarzenia z życia Dahmera, przykładów innych morderców i ich życiorysy. Momentami miałam wrażenie, że autor bardziej był zafascynowany innymi, niż Dahmerem, a przecież nie o to w tej książce miało chodzić, prawda? Poza tym skoro sięgam po "biografie" Dahmera, obiecującą wejście w głąb jego umysłu, to nie spodziewam się czytać w niej o innych zwyrodnialcach... Nie jest to oczywiście tak złe zagranie, że nie da się książki przeczytać, bo z drugiej strony można się czegoś nowego dowiedzieć, jednakże wydaje mi się, że jest to zabieg niepotrzebny. "Jeffrey Dahmer. W głąb umysłu kanibala - zabójcy" to książka, którą przeczytałam i oprócz obrzydzenia, nie wywołała we mnie żadnych większych emocji. Dla osób, które nie znają Dahmera, będzie to z pewnością dobra historia. Mnie tu czegoś zabrakło, a może nastawiłam się na zupełnie coś innego? Nie był to do końca stracony czas, bo np dowiedziałam się co nieco więcej o dzieciństwie tytułowego zwyrodnialca, ale jego "działania" nic nowego do moich wiadomości nie wniosły. Jeśli to dopiero początek Waszej "przygody" z Dahmerem, to sięgnijcie po tę pozycję, ale jeśli już co nieco o nim wiecie, to nie spodziewajcie się jakichś spektakularnie zaskakujących informacji.