Blizna Audur Avy Ólafsdóttir to jedna z książek serii skandynawskiej, będąca swoistym obrazem rzeczywistości, która niesie za sobą olbrzymie przesłanie. W prostocie zamknięte są magiczne słowa. Jonas Ebeneser to bohater, którym może być każdy. Zbliża się do pięćdziesiątki, przeżywa olbrzymi kryzys, nic go nie cieszy, praca nie jest satysfakcjonująca, żona odeszła, a córka okazała się wcale nie być jego. Uznał, że świat go wcale nie potrzebuje, więc Jonas poszukuje swojej drogi, od szczęścia po sposób na samobójstwo. Planuje to tak, aby nie stanowić dla nikogo problemu, bo przecież sam jest nikim. Ten marazm go przerasta, chce uciec od swojego życia tak daleko, aby nie dogoniła go jego własna rzeczywistość.
Po tej książce brakuje słów, nie mogłam przez nią spać, cały czas przeżywając losy Jonasa. "Mistrzyni opowiadania o zwykłości zostawia w nas głęboka, ale jednocześnie przepiękną bliznę, która będziemy z dumą nosić już na zawsze".
Jonas przeżywa kryzys wieku średniego, ale wydaje mi się, że niezależne od tego, ile mamy lat, jesteśmy w stanie się z nim utożsamić. Zwłaszcza osoby, które cierpiały/cierpią na depresję i wielokrotnie zadawały sobie pytanie, po co ja w ogóle żyję? Czy ja dla kogoś coś znaczę? Czy w ogóle świat będzie inny jak przestanę istnieć?
To niezwykle druzgocącą emocjonalnie powieść o tym, jak nie potrafimy mówić o uczuciach, jak wszystko co złe kumulujemy w sobie i nie dajemy sobie ani pomoc ani w ogóle prawa do szczęścia. Przyjmujemy świat taki jest, z nieszczęściami, z tym, że w życiu nam fatalnie nie wyszło na obwiniając siebie za wszystkie podjęte decyzję. To opowieść o poszukiwaniu szczęścia przez Jonasa, ale dalej będę uważać, że to opowieść o nas samych. To jak szukamy sposobów na zniknięcie z tego świata, jak analizujemy, jak uciekamy od problemów, jak sami kolekcjonujemy blizny na psychice, nosimy ciężki krzyż i jesteśmy w tym wszystkim osamotnieni. „Blizna” zmusza nas do zadawania sobie pytań, do przemyślenia kilku spraw, na które tylko my znamy odpowiedź. To terapia, którą przechodzimy na łamach powieści, ucząc się, o dziwo, bardziej optymistycznie podchodzić do życia, bo gdzieś tam zawsze kryje się nadzieja, tylko trzeba ją dostrzec. Pamiętajcie, że każdy z nas ma blizny, nieważne czy powstały one w wyniku traumatycznych przeżyć i uważamy, że jesteśmy w tym wszystkim osamotnieni. Musimy zrozumieć, iż nie jesteśmy jednostką, a grupą, bo każdy z nas cierpi. Rodzimy się, przychodzimy na świat z największą blizną na naszym ciele, pępkiem, a potem wszystko już zależy od nas. Blizny to nie tylko nasz ból, łzy, ale przede wszystkim wnioski, nauka, która płynie z każdego przeżycia. Bo wszystko jest po coś i musimy o tym pamiętać. Mamy blizny na ciele, w duszy, pamięci, często walczymy z demonami przeszłości, a ta moc, to dobro, to rozwiązanie wszystkich problemów, jest po prostu w nas.
Ta książka to jeden wielki cytat, na tylu fragmentach płakałam, chcąc przytulić Jonasa i powiedzieć, że jeszcze będzie pięknie. I to słowa dla każdego z nas, który w tej sytuacji bądź innej życiowej czuje się przytłoczony. Rozejrzyjcie się, otaczają was wspaniali ludzie, a często poczucie osamotnienia jest tylko na własne życzenie, nieświadomie odpychamy od siebie bliskich, trwając w cierpieniu.
To też opowieść o tym, jak wielki udział w naszym szczęściu mają rodzice. Jak tylko pomyślałam, jaką ogarnęłaby mnie bezradność, gdybym się dowiedziała, że moi najbliżsi chcą "wyruszyć w najdłuższa podróż" … Żyjemy teraz w ciężkich czasach, gdzie dom poniekąd stał się naszym więzieniem, ale Blizna daje nam nadzieję na lepsze jutro, na to że i my znajdziemy swoje upragnione szczęście i odnajdziemy miejsce w świecie. Ta książka otwiera oczy, bo doskonale wiemy, że depresja to cichy zabójca, wysysa nas jak dementor od środa, a my boimy się mówić o tym głośno, a dla każdego znajdzie się nadzieja.