Książka opowiada o jednym z ostatnich szpiegów sowieckich, który pracował dla CIA. Przy okazji dostajemy historię wojny wywiadowczej między USA a ZSRR w czasach zimnej wojny pisaną z pozycji amerykańskiej. W ogóle książka ma silny przechył amerykański, serwuje nam Hoffman na przykład szczegółowe życiorysy wszystkich oficerów CIA występujących w książce: skąd pochodzą, jakie szkoły kończyli, z kim się ożenili, itd., zbytnio to szczegółowe i mało ciekawe.
Daleko ciekawsza jest historia pracy z sowieckimi szpiegami. Znamienne, że prawie wszyscy oni sami się zgłosili do Amerykanów; ich motywacją było rozczarowanie skorumpowanym, zakłamanym, nieefektywnym systemem komunistycznym. Czasami nawiązanie kontaktu wymagało sporo odwagi i samozaparcia: tak było i z bohaterem książki Adolfem Tołkaczowem, który przez ponad rok, mimo wielu ryzykownych prób, nie zainteresował Jankesów: ówczesny szef CIA, admirał Turner, zalecił bowiem zamrożenie wszelkich kontaktów z Rosjanami w obawie przed prowokacją.
Tołkaczow pracował w tajnym instytucie, w którym tworzono prototypy nowych radarów dla wojska, jego informacje były więc dla Amerykanów bezcenne, stop! Miały cenę, oszacowano je na dwa miliardy dolarów. Więc jako szpieg był niezwykle wartościowy, prowadzono go zatem bardzo ostrożnie, wciąż upominano, żeby nie ryzykował.
Dobrze pokazuje Hoffman złożoność operacji szpiegowskich: oficerom CIA towarzyszyła stała obawa przed zdemaskowaniem przez KGB, przed prowokacją Sowietów, przed podwójnymi i potrójnymi agentami, stąd ciągła weryfikacja danych dostarczanych przez szpiegów, to była bardzo wyrafinowana gra prowadzona przez obie strony.
Dużą część książki stanowią targi finansowe pomiędzy szpiegiem a Amerykanami, on chciał milionów dolarów, oni ofiarowali mu setki tysięcy rubli, chociaż, jak wspomniałem, informacje dostarczone przez Tołkaczowa warte były miliardy dolarów. Ale Amerykanie słusznie obawiali się, że ostentacyjna konsumpcja mogłaby zdemaskować agenta; tak już się zdarzyło z niejednym szpiegiem...
Wręcz rozbawienie budzą prośby Tołkaczowa: chce od Amerykanów płyt zachodnich zespołów rockowych dla syna (w ZSRR można je było kupić jedynie na czarnym rynku), prosi o polskie żyletki, bo te radzieckie nędzne są, itd., itp. Piękny to przykład nędzy sowieckiego systemu: produkowali rakiety balistyczne, a nie potrafili stworzyć porządnych żyletek. Co istotne, Tołkaczow był członkiem sowieckiej elity, mieszkał np. w jednym z siedmiu Pałaców Kultury w Moskwie, ale i tak dobrych żyletek nie mógł dostać...
Książka kończy się smutno, ale taka jest robota szpiegowska, czasami happy end, ale częściej tragiczny koniec.
To bardzo dobra literatura faktu demaskująca wiele mitów na temat pracy szpiegowskiej, jakoś w czasie lektury wspominałem książki le Carré'a, bo rzecz Hoffmana bardzo przypomina pozycje angielskiego mistrza powieści szpiegowskiej, co jest kolejnym dowodem ich wielkiego realizmu.