Opowieść snuta przez Kazimierza Kutza, zawierająca dosyć dużo faktów z jego życia, przypomina serial telewizyjny pt. „Ballada o Januszku”.
Autor opisuje życie swojej rodziny w familioku, a zdania gęsto okrasza śląską gwarą. Ociera się o opisy naturalistyczne, ale mimo wszystko piękne, jak ten o „randkach” z Emilką, siostrą przyjaciela. Spotykali się na wygódkach specjalnie zrobionych dla dzieci za stodołą. Narrator nie szczędzi szczegółów tych spotkań, które same w sobie były tak niewinne, jak te kilkuletnie dzieci. Towarzyszy temu specyficzny humor.
Ten maleńki, podwójny tron pod ogromną topolą - szorowany co sobota ryżową szczotką do białości - był miejscem naszych upojnych spotkań. Splątani dozgonnymi uczuciami, ustaliliśmy z Emilką, że bez względu na wielkość potrzeby będziemy spełniać ją wspólnie.
Nie wszystko jednak jest wesołe na Śląsku. Na przykład wszechobecna bieda. Kutz wspomina tu znajomego Okoki, który wraz z rodziną mieszkał w chlewie. Bieda przekładała się na agresywne i nieodpowiedzialne zachowanie chłopca wobec rówieśników i dorosłych. Miał na sumieniu kradzieże i rozboje, a nawet śmierć dziecka zrzuconego z mostu kolejowego. Nie poniósł za to konsekwencji. Dzisiaj szokujące.
Na kartach powieści pojawiają się postacie Alojza Byli i Lucjana Czornynogi, najbliższych przyjaciół narratora. Na ich przykładzie pokazane są różne losy śląskich chłopców na siłę wcielanych do Wermachtu, bądź uciekających do armii polskiej. Widzimy też konsekwencje fizyczne i psychiczne podejmowanych przez nich decyzji.
Autor odznacza się dobrą pamięcią i opisuje szczegóły swojego dzieciństwa, przyjaźnie, sąsiedztwo, przeprowadzki. Czytając powieść, czujemy atmosferę tamtych lat, emocje towarzyszące dorastającemu chłopcu, nawet zapachy unoszące się w kuchni śląskiego górnika. Niektóre zdarzenia chłopiec zaczyna rozumieć dopiero po latach. Do takich należy status Ślązaka w powojennej Polsce - ni to Niemiec, ni to Polak. Nawet jak walczył w powstaniach, opowiadając się za przyłączeniem Śląska do Polski, był prześladowany przez władze PRL-u. A on sam został nazwany „brudnym Niemcem” przez rodzinę narzeczonej.
Językiem aluzyjnym, dowcipnym, czasem eufemistycznym, a innym razem dosadnym i bezpośrednim Kazimierz Kutz przedstawia skomplikowane powiązania familijne, ujawnia tajemnice rodzinne, prowadzi filozoficzne monologi. Znany reżyser jako pisarz nieźle daje sobie radę.