Chciałoby się powiedzieć, gratuluję Panu, Panie Jarosławie. Posłał Pan Józefa do szkół, języków nauczył. Już nie musi nasz Józef psów sprzedawać czy w wojsku pucybutem być. Chciałoby się, ale Pan, to przecież Harosław ma na imię, a i w oficjalnych zeznaniach można przeczytać, że z Austro-Węgrami nigdy Pan do czynienia nie miał. No cóż, marna nasza hipoteza, bo i do Franka Dolasa odnieść się Pan nie daje. Wszak on był wręcz przekonany, że rozpętał II Wojnę Światową, a Pan? Przecież i w Syrii ostatniej nocy niczego nie brakowało, zapasów do kraju wiezionych było sporo, a w kraju Pana po prostu nie było, gdy syreny zaczęły wyć, gdy przerwano łączność telefoniczną. Pan zobaczył jeżdżące już po ulicach SKOT-y. Tylko, dlaczego Pan teraz zagranicą siedzi, osobę swoją ukrywa. Tak, wiemy, że były aresztowania, że inteligencję naszą do emigracji zmuszali, ale proszę wierzyć, to już się skończyło i bądźmy pewni, że nie wróci, no, chociaż miejmy nadzieję.
Taką to wysnuła sobie hipotezę ma osoba, po przeczytaniu zapisków Pana, gdyż żądna spekulacji ma dusza, a i dobry pastisz lubi. A skąd to się wzięło? I Pan nie bez winy, bo kto nazwiskiem kusi, tytułem zmysły pobudza? Kto wie, czy bystrość moja w tym kierunku by poszła, podtekstów szukała?
Jeszcze tylko chciałabym Panu powiedzieć, że tak bez winy to Pan nie pozostaje. Jest Pan odpowiedzialny za niekontrolowane wybuchy śmiechu, dobre poczucie humoru. I dlaczego w miejscach pracy niektórzy uśmiechają się do monitorów? Od kiedy to śmieszą tabele w Excelu?
Rozpętał Pan dobry humor w przedświąteczny zaganiany czas. Na moment się tylko zatrzymajmy i chwilą zadumy uczcijmy dzień oficjalnej premiery książki.
To dobre poczucie humoru zawdzięczamy wydawnictwu IMG Partner, które ją poleca na chandrę w każdej postaci i ja potwierdzam, że warto.
Dobrym uzupełnieniem książki jest okładka. I tu należą się słowa uznania dla projektu Daniela Krzanowskiego ze świetnym, zabawnym rysunkiem Macieja Apponowicza. Wystarczy na nią spojrzeć, by się uśmiechnąć i zastanowić, czy tak samo jest w środku?
A w środku mamy przedstawioną historię magistra – ochotnika na rocznej służbie w Polskim Wojsku Ludowym. Nasz bohater po dwóch latach od ukończenia studiów, postanawia dla świętego spokoju odrobić służbę w wojsku. Z racji wykształcenie trafia do plutonu językowego, którego zadaniem w czasie wojny jest siedzenie na drzewach w pasie przygranicznym i podsłuchiwanie wroga… Ciężki jest żywot magistra w wojsku, jednak spryt i przedsiębiorczość pozwala mu w nim przetrwać. Dla urozmaicenia sobie służby postanawia zostać ochotnikiem po raz drugi i resztę służby spędzić na Wzgórzu Golan, w Syrii… I jakie jest jego zdziwienie, gdy o drzewach ani widu, ani słychu, a kto by chciał na kaktusach siedzieć? Jednak dzięki własnej inicjatywie i przez różne zbiegi okoliczności, jego celem staje się nie tylko misja pokojowa w Syrii, ale również zaopatrzenie w Najbardziej Potrzebne Artykuły ich obozowej Bolandy. Polacy przedsiębiorczy są, to każdy wie, potrafią świetnie się targować, ale i w sprzedaży są mistrzami. I nie tylko alkohol czy stare mundury kanadyjskie, potrafią sprzedać nawet wodę na pustyni, cysternami… Takich i wiele innych historii autor nam przedstawia w swoim jednorocznym pamiętniku, że tak można powiedzieć. Książka ta może się również przydać turystom planującym odwiedzić arabski targ – Suq al-Hamidijja. Wskazówki sądzę przydadzą się niejednemu;).
I któż może zatopić się w lekturze? Ten, kto lubi dobre poczucie humoru. Inteligentny, błyskotliwy język. I nie tylko ci, którzy chcą powspominać te obfite w pustki półki. Dobry humor jest dobry dla wszystkich. Nawet „wszystkie One” są w stanie przy tej książce pośmiać się, gwarantuję to.