Hultaje, oczajdusze, spryciarze, szarlatani, cwaniacy, fałszerze i wydrwigrosze, to bohaterowie książki Ireneusza Pawlika „Parada blagierów”. Tak głosi okładka książki, tak potwierdzają jej karty. Nie da się zatem przejść obojętnie obok tego towarzystwa, które mruga do czytelnika okiem i posyła szelmowski uśmiech. Nie da się przemknąć niezauważenie, bo i tak zostanie się przez nich dostrzeżonym. Tak, tak. To nie ty dostrzeżesz tę książkę i tych bohaterów, to oni pierwsi wpadną na ciebie i wywiną ci niezły numer, podobny do tych, które zdarzało im się robić już wcześniej. Usidlą cię, rzucą urok, tak, że staniesz się bezwolnym narzędziem w ich ręku i będziesz musiał kupić tę książkę. A z niej dowiesz się, że jesteś szczęściarzem, bo padłeś ofiarą maleńkiej tylko manipulacji, bo stać ich naprawdę na więcej. O wiele więcej…
Ireneusz Pawlik w „Paradzie blagierów…” wziął się za bary z niezłymi sztukami. Pokusił się o bohaterów nietuzinkowych, od słynnego Biga (Abagnale’a Franka W. Jr.) zaczynając, aż na Witkacym kończąc.
Formą „Parada…” przypomina biogramy, treścią już niekoniecznie. Bo Pawlik co prawda uwypukla najważniejsze i największe dokonania swoich bohaterów, ale już niekoniecznie te, które odczytać można z tradycyjnych biogramów. Autor postanowił uczcić wybrane przez siebie postacie za największe ich dokonania w dziedzinie mało docenianej, a częstokroć i karanej. Oddał niejako hołd za wybitne mistyfikacje i fortele, których dokonali bohaterowie jego książki. Przeczytacie tu zatem o szympansie, który wydrwił krytyków sztuki, dowiecie się jak słynny Casanova uwiódł Stanisława Augusta Poniatowskiego, a także o czym pisywał Hitler w tajnych dziennikach i dlaczego dziś ślad po nich zaginął. Będziecie ocierać łzy rękawem, śmiać się, a nawet momentami kwiczeć, szczerzyć zęby i bić ręką w udo, ukontentowani z żartów, myślę że w podobny sposób, co żartownisie opisani na kartach książki Ireneusza Pawlika.
Przeczytacie o ludziach i wydarzeniach, o których myśleliście niejednokrotnie w inny sposób. Jak o sędziwych, poważnych, godnych … nudziarzach. Tu, zobaczycie ludzi pełnych życia, wigoru i humoru. Nawet tego wisielczego. Czasem zetkniecie się z draniami, jakich nie chcielibyście oglądać na swojej drodze, czasem z ofiarami głupich żartów, nad którymi będziecie się litować, albo z których będziecie kpić. Obok postaci znanych, lubianych (bardziej, mniej lub wcale), są i te, których nazwiska mówią niewiele (przynajmniej do czasu), ale w pełni zasługują na to, by o nich opowiedzieć (szczególnie w kontekście paradnych figli). Obok postaci i wydarzeń autentycznych, będą i takie, których autentyczność jest podważana.
Żarty ich byłyby jednak niczym, gdyby nie zostały spisane przez autora, który sam jest niczym wielki figlarz. Sposób, w jaki opisuje swoich „podopiecznych”, jest równie niesforny i dowcipny, jak wycinane przez jego bohaterów numery. Żywy, błyskotliwy język, z dużą dawką ironii i humoru. Ciekawe postacie opisane ze swadą i żarem, co dodatkowo dodaje smaczku i pikanterii. Lekkość, z jaką autor opisuje wszelkie mistyfikacje, jest godna pozazdroszczenia.
Jedyne, co może drażnić, to mnóstwo dygresji przy niektórych osobach, odchodzenie od głównego wątku, czy nawet głównej postaci, co lekko rozprasza i powoduje mętlik. Ale być może taki był zamysł autora, by podobnie jak bohaterowie „Parady blagierów”, także i on mógł choć w minimalnym stopniu wywinąć komuś numer. W tym przypadku czytelnikowi, który rozpaczliwie czepia się myśli „no, dobra, ale co w końcu z tym Rasputinem?”
Zważywszy jednak na tak maleńką niedogodność (która być może pojawia się tylko w moim odczuciu), książkę czyta się doskonale. Fantastyczna lektura, z niespodziewanymi zwrotami akcji, napisanymi przez samo życie i bohaterów z piekła rodem. Oj tak, w przypadku niektórych postaci, to określenie nie będzie przesadą.
Książkę polecam wszystkim ludziom z poczuciem humoru. Będzie wesoło i łzawo.